Tak samo miałem z Alim G, jak z tym filmem. O ile głupawe i wulgarne żarty Cohena są połączone z paradokumentalną formą, gdzie liczy się reakcja osoby w ukrytej kamerze to jestem w stanie je przełknąc, a nawet głośno się zaśmiac. Jeżeli natomiast to wszystko jest w pełni wyreżyserowane, powstaje po prostu głupawa komedia, o kretynie, który dostaje szanse wykazania się i zmienienia swojego życia. Czyli w zasadzie to samo co oglądaliśmy już w filmach z Sandlerem czy milionem innych komików.
No dobra, może i pomysł wyjściowy, czyli wyśmianie Husseina wcale nie jest zły. Sporo żartów politycznych faktycznie nawet trafia w cel i zdarza się że mają drugie dno. Tyle tylko że szkielet fabularny już żadną nowością nie jest, a kawały o masturbacji, sraniu itd. tym bardziej. Co najgorsze, większośc gagów wydaje się wyrwana z kontekstu i często wstawiona na siłę.
Sacha Baron Cohen i tak zasługuje na plus, bo jego kreacje zawsze wiele od niego wymagają (zmiana akcentu, sposobu poruszania, wyglądu). Niestety to za mało by wyszedł dobry film.