Moim zdaniem to gość, który przede wszystkim drwi z Wielkiego Cywilizowanego Świata, z jego osiągnięć, buty, itd. Tak było w Boracie i Brunie. Szkoda, że tm razem nie posunął się do tylu prowokacji wobec znanych osób. W "Bruno" jedną z ofiar był Harrison Ford, który wreszcie pokazał swoje prawdziwe oblicze: przemykający chyłkiem staruch, który bluzga nie jak poprawna politycznie legenda kina przygodowego, ale jak zwykły cham. W "Dyktatorze" na pewno ozdobą filmu były sceny i dialogi w sklepie Zoey. Zwłaszcza skopanie smarkacza i ten bezpośredni szowinizm. To brzmiało tak, jakby poglądy biednego świata zderzyły się z poprawnością, która okazuje się po prostu czymś śmiesznym. Aż ciarki człowieka przechodzą, jak pomyśli, że feministki mają większy wpływ na poprawność od milionów zwykłych ludzi.
Kwestie z tego filmu zwalają z nóg. "Hara zabrudzi ci koszulę". Po hebrajsku i arabsku to gówno. Inne: „kandaharski fiutociąg” też prowokują, żeby co poniektórzy uznali Cohena za prostaka. Żeby było śmieszniej, część dialogów w helikopterze prowadzona jest nie po arabsku, ale po hebrajsku. Nie przeszkadza to temu starszemu małżeństwu uznać ich za islamskich terrorystów.
Dobrze że to zauważyłeś. Zresztą, Cohen jest Żydem, trzeba mu oddać honory za dystans do siebie i swojego pochodzenia.
Tak, jest Żydem, ale na pewno nie ortodoksyjnym. Jest też Brytyjczykiem, ale jako Żyd zapewne pobierał nauki jako dziecko przy synagodze. Masz rację, on ma dystans.
Moim zdaniem "Borat" był odrobinę lepszy, może dlatego tak myślę, bo to był pierwszy film Cohena, jaki widziałem. Niemniej to, jak ten facet wyciąga absurdy otaczającego nas świata jest po prostu bezcenne :). Czasami można tylko leżeć ze śmiechu. Żałuję, że nie mam ścieżki dźwiękowej do "Dyktatora". Amerykańskie heartbreakery śpiewane po arabsku... po prostu miód :D.