na plus na pewno zaliczam grono wspaniałych aktorów, nawet w epizodach:
- Zdzisław Maklakiewicz, który za pewne rzeczy wali w pysk,
- Krystyna Feldman jako sekretarka szefa,
- Wiesław Michnikowski, rzucający uwodzicielskie spojrzenia i szepczący, że "w >>Alhambrze<< jest pysznie",
- czy Violetta Villas jako kusząca roztańczona mecenasowa.
Jednak główny bohater wydaje mi się nieco nierealny (jak wytłumaczyć jego notoryczne poszukiwania romansu?) i obleśny w tym nachalnym uganianiu się za spódniczkami (zwłaszcza scena w łazience, gdy na siłę próbuje najpierw rozebrać koleżankę z pracy, a później podgląda ją przez szparę w drzwiach przy pomocy lustra, na którym naklejone jest zdjęcie jego żony). Neurotyczny hafciarz i miłośnik śpiewu ptaków, tchórzliwie skaczący na widok brata koleżanki z pracy... chyba trochę przerysowana postać.
Ponadto sama historia jest wg mnie trochę nieprawdziwa. Ale składam wszystko na karb komediowego charakteru filmu, a do tego powracający fantasmagoryczny motyw wiecznej prywatki w bloku na przeciwko - być może jest to nawiązanie do hipisowskiego ruchu, który w tamtym czasie przeżywał szczyt popularności; prawdopodobnie stąd te psychodeliczne klimaty alkoholowo/narkotykowe(?).
Przypuszczam, że chodziło o wariację na temat "słaby mężczyzna zdominowany przez zmaskulinizowaną żonę, ciągle szukający potwierdzenia swej męskości" - wyprowadźcie mnie z błędu, jeśli się mylę.
chyba masz rację. końcówka "dość surrealistyczna". taki ot zlepek pomysłów i powstał film. mam problem z oceną tego film, bo jest nierówny
Mam nieodparte wrażenie, że "Dzięcioł" to peerelowska odpowiedź na "Słomianego wdowca". O ile Wilder celebruje przyjemność niezobowiązującego flirtu pomiędzy mężczyzną pozostawionym samopas i przepiękną, młodą dziewczyną a męskie przywary jedynie dowcipnie sugeruje tak Gruza jest często boleśnie dosłowny w obnażaniu męskich słabostek, co pozbawia film świeżości i uroku.