rzutował na moje oczekiwania. Negatywne przyznam. Bourne to Matt Damon, nikt inny.
Żaden mydłkowaty Chamberlein. On może być co najwyżej kiepskim samurajem, albo nie
mniej kiepskim księdzem.
Ale wracając do filmu. Nieco inna forma prowadzenia fabuły (męcząca, jeśli chodzi o
finałowy pościg - za długi, po porstu), ale poza tym - rewewla, obraz w klimacie i
okolicznościach oryginału (mam na myśli trylogię filmową).
Lubię to!