Wydawało mi sie ,że kolejna część serii to nic innego- jak odcinanie kuponów od trylogii powstałej na bazie powieści R . Ludluma, przez producentów ,którzy nie mieli pomysłu na to , czym przyciągnąć widzów do kin.Podobne wątpliwości towarzyszały mi ostatnio , gdy podchodziłem do remake'u "Pamięci absolutnej".Muszę jednak przyznać ,że po raz kolejny mile się rozczarowałem.
Dobrze się stało,iż twórcy filmu zrozumieli , że ciągnięcie głównego wątku w postaci dalszych losów Jasona Bourne'a ,mogłoby zostać odebrane przez widzów, jako próba nabicia ich w butelkę , poprzez dopisywanie historii do zamkniętej już całości.
Spodobało mi sie zwłaszcza przeniesienie akcentów w stronę działań agencyjnych : tj. czy CIA będzie w stanie "ukręcić łeb'" wypływającej na wierzch "aferze Bourne'a"( związanej z programami Treadstone i Blackbriar)? A jeśli nie to jakie mogą być tego konsenkwencje?I czy agencje skrywają jeszcze jakiś tajemnice?..
Szybko okazuje się , że wszystkie tajne programy tak naprawdę nadzoruje jeden facet - Eric Byer (świetny Edward Norton), niezwykle opanowany i przenikliwy szef "Narodowego Zespołu Badań Naukowych Assay".I to on planuje (niczym w partii szachów) kolejne ,wyprzedzające posunięcie - tj. usunięcie zagrożonego ujawnieniem programu "Outcome", poprzez elimancję wszystkich agentów..
Podsumowując , to właśnie dzięki wprowadzonej na scenę postaci granej przez E. Nortona - tej szarej eminencji wśród wszystkich agencyjnych "ważniaków" - upatruję ,dalszych udanych kontynuacji cyklu ; bo czy konfrontacja E.Byera z Aaronem Crossem lub Jasonem Bournem nie brzmi frapująco?