Gdyby to był samodzielny film to oceniłbym go wyżej. Jednak jako kontynuacja trylogii nie powalił mnie na kolana. Uważam wątek z DNA za dodany na siłę na potrzeby nakręcenia czwartej części i zarobienia na niej. Przez trzy filmy nie było nic, nawet jednego zdania głównych sił z CIA o tym, że Bourne jest "nadczłowiekiem". Było tylko tyle, że przeszedł skomplikowane szkolenie połączone z praniem mózgu.
Teraz nagle w CIA wszyscy się zabrali za temat DNA wyszkolonych agentów. I to mi się nie podoba jako kontynuacja. Na siłę i od czapy.
Na plus mimo wszystko to, że nie zagrał Damon a Renner innego agenta. Czy zagrał lepiej? Raczej nie, ale uważam to za przytomne posunięcie scenarzystów. Sam Damon w mojej subiektywnej opinii też nie odegrał ról życia w żadnej z trzech części. Czy wyobrażam sobie kogoś innego jako dr House'a niż Lauriego? Nie. Czy wyobrażam sobie kogoś innego jako Raymonda niż Hoffmana? (Rain Man) Nie. Czy wyobrażam sobie kogoś innego niż Damon w roli Bourne'a? Tak. Ale jak mówię to moja subiektywna opinia i subiektywne porównanie akurat do tych dwóch ról, które mi pierwsze przyszły do głowy jako "nikt inny jak on".
Bourne był częścią programu „Treadstone”, a glowny bohater tej części był w programie „Outcome”, które różniły się międzyinnymi tym, ze dawali im te tabletki i badali jak na nich działają. Dlatego Bourne ich nie brał, ani nie był „nadczłowiekiem”. No przynajmniej ja tak zrozumiałam.