Choć tytuł chłopaki z San Frediano lepiej oddałby, o czym jest ten film. Właściwie już na początku reżyser daje nam wyjaśnienie swojego dzieła - jest o archetypie przystojnego włoskiego mężczyzny, bawidamka, lowelasa, który za nic ma sobie kobiece uczucia, bawiąc się nimi i za wszelką cenę starając się zdobyć ich jak najwięcej. Główny bohater Andrea, który sam siebie tytułuje Bobem, w hołdzie dla amerykańskiej gwiazdy filmowej Roberta „Boba" Taylora, uwikłany jest w 5 takich historii i nie może się zdecydować, z którą dziewczyną powinien się związać, finalnie zostając na lodzie. 
 
Lżejszy film spod szyldu różowego neorealizmu, utrzymany w komediowych ryzach, niezbyt wciągający, aczkolwiek z drugiej strony także bezbolesny. Niewyszukany humor, proste gagi