HBO to gwarancja dobrych seriali. [a teraz] HBO to gwarancja dobrego filmu. I znów dwa obrazki o jednej postaci rodzą się w tym samym czasie. Jakże różne obrazki. Kinowy był plastyczny i ciepły. Telewizyjny o wiele bardziej skomplikowany psychologicznie ukazuje kompletnie odwrotny obraz słynnego reżysera, zupełnie inną perspektywę [co samo w sobie jest już plusem]. To film o obsesji, frustracji seksualnej, poszukiwaniu satysfakcji, o odwiecznym posmaku niemożności jej realizowania. Jest w tym coś chłodnego, zimnego i samotnego [szorstki - słowo, które usilnie wraca do mnie po seansie]. I taka oto jest tu Sienna Miller - nareszcie dobrze obsadzona w roli, nareszcie gra a nie jedynie wygląda [brawo!]. Toby Jones rozegrał swoją postać zupełnie inaczej aniżeli Hopkins i zrobił to równie dobrze - finalnie: sprytnie ucieka od oczywistych porównań. I pytanie: czemu telewizja kradnie kinu jego istotę? Szukam odpowiedzi...