Nie można nie zauważyć, że amerykańska ekranizacja jest o wiele wierniejsza książce niż cała trylogia filmowa ze Szwecji razem wzięta, jednak ma również swoje duże minusy. Szwedzi popełnili duży błąd nakręcając całą trylogię w jednym roku, mnóstwo wątków zostało pominiętych, druga i trzecia część jest po prostu kręcona "na kolanie". Mimo wszystko pierwszy film wypadł im bardzo dobrze, ma swój niepodrabialny realizm, którego w amer. wersji trochę zabrakło.
Największym błędem amerykanów było wybranie Rooney Mary jako odtwórczyni roly Lisbeth. Nie oszukujmy się, aktorka nie potrafiła nawet w połowie oddać geniuszu i niezwykłości wykreowanej przez Stiega postaci. Lisbeth z książki była piekielnie inteligentną kobietą, której mózg był bez przerwy pracującą maszyną pełną trybików, a wszystko to ukryte za twarzą i oczami potrafiącymi wyglądać jak maska. Patrząc na grę Noomi Rapace, dostałem to wszystko, przynajmniej w pierwszej części. Patrząc na grę Rooney Mary, zobaczyłem wyłącznie stłamszone chuchro, w wielu scenach nie wyglądała na śmiertelnie niebezpieczną i inteligentną, ale na głupią i stukniętą.
Jestem tylko wdzięczny tej ekranizacji za wierność książce choć i tak pozmieniano pewne rzeczy. Harriet udająca Anitę i żyjąca w Londynie??? Chyba twórcom nie chciało się lecieć do Australii zdjęć kręcić. Dziwna szarpanina na ruchomych schodach Lisbeth z jakimś typkiem? Wyglądało to conajmniej żałośnie. Oczywiście pominięto krótki romans Michaela z Cecilią oraz ponownie zrobiono z Harriet blondynkę - nie rozumiem czego reżyserzy nie rozumieją w słowie brunetka?? Poza tym film był solidnie nakręcony, jednak wciąż nie wciągnął mnie tak bardzo jak szwedzka wersja.
Według mnie dobrze dobrali Lisbeth, bo to własnie czytelnik poznając jej myśli, dowiadywał się o jej inteligencji. Dla całego świata Lisbeth wyglądała jak anorektyczna psychopatka. Noomi Rapace była dla mnie zbyt... wielka. Lisbeth miała byś niska, chuda, zaniedbana. Taka właśnie jest Rooney Mara w tym filmie.
Co do porównania obydwóch wersji - zgadzam się. Szwedzka ma lepszy klimat.
uważam, że jeżeli ktoś czytał książkę to na pewno wybierze Rooney. Larsson dokładnie to podkreślał "mała, chudziutka, drobna" , a nie wiem skąd oni wytrzasnęli to babsko jakim jest Rapace, jest zbyt potężna i umięśniona. Rooney Mara świetnie pasuje, sprawia, że jesteśmy zdziwieni (tak jak bohaterowie książki) skąd taka "kruszyna" ma tyle siły i potrafi tak wiele, bo przecież po niej nie widać.
polecam przeczytanie książki, naprawdę genialna! ;D
Ja stawiam wyżej grę aktorską stąd uważam, że lepiej sprawdzila się aktorka ze Szwecji. Szwedzki Blomkvist w zasadzie też był lepszy.
Szwedzki Blomkvist był fatalny. Craig zamiata go pod dywan. Mara też według mnie lepsza niż Rapace, jej nominacja do Oscara w pełni zasłużona.
Dlaczego był fatalny i w czym lepszy był Craig? Patrząc pod kątem książki oczywiście bo reszta to kwestia gustu.
Nyqvist był strasznie nijaki, nawet jakoś wyglądem nie pasował, całkowicie niepociagający, zła cera, ufarbowane włosy. Był ciagle taki sam, po prostu nudny. Blomkvist to dziennikarz śledczy, znana postać w Szwecji, człowiek o zdecydowanych poglądach, mający powodzenie u kobiet, oczywiście nie jakiś "pretty boy" ale na pewno męski. Craig taki jest, Nyqvist nie. Craig był i atrakcyjny i męski, zdecydowanie można było uwierzyć, że podoba się kobietom, ale także czasem zagubiony, nieporadny, pewne rzeczy go zszokowały czy przerosły, lecz cały czas czuło się, że to prawdziwy facet. Oglądając niemrawego Nyqvista czułam tylko rozczarowanie tak fatalna decyzją obsadową.
Ale to moje odczucia, Ty możesz mieć inne.
Ja tam nie wiem, film mi się strasznie spodobał - na tyle, że stwierdziłem iż kontynuację obejrzę Szwedzką (co by nie czekać) i jak zobaczyłem co się dzieje w drugiej części, jak to wszystko wygląda i tak dalej to myślałem że padnę po prostu.
NUDA, masa debilizmów, trylion zbiegów okoliczności + gratisowo wszystko wyglądało jak film kasy Ż.
Dodam jeszcze, że właśnie Lisbeth bardzo polubiłem w wersji amerykańskiej, natomiast w szwedzkiej była strasznie wkurzająca, a samo zakończenie było nieco idiotyczne. Nie wiem, czy tak samo było w książce, czy nie - ale to co widziałem to było coś strasznie idiotycznego i żenującego. Spodziewałem się mrocznego i klimatycznego filmu kryminalnego, w którym będę się zastanawiał wraz z głównym bohaterami nad rozwiązaniem jakiejś ciekawej zagadki - zamiast tego dostałem debilną historyjkę w której przypadek goni przypadek...