odzwierciedlać miałam tu na myśli być tak dobry jak oryginał europejskiej produkcji. Sadze że ta amerykańska będzie kiczowata, ale się okaże jak obejrzę
kiczowaty to był blond olbrzym w szwedzkim "Dziewczyna, która igrała z ogniem" i durnowaty makijaż w jednej ze scen w tym filmie. W obrazie Finchera nie ma dosłownie nic, co choć ułamku można byłoby uznać za kiczowate.
Co nie zmienia faktu, że książkowe zakończenie jest także najsłabszym elementem powieści. Jak dla mnie to bez znaczenia, czy sprawa Harriet się kończy tak jak się skończyła w powieści, czy tak jak u Finchera. Na całkowity seans i odbiór nie ma to wpływy (przynajmniej jeżeli chodzi o mnie). Poza tym piszę o rzeczach kiczowatych a nie banalnych. 
 
Tu dla przypomnienia "powalający" zwiastun "Dziewczyny, która igrała z ogniem", gdzie nawet Lisbeth jest kiczowata. 
http://www.youtube.com/watch?v=UYFFq4fWttk&feature=related
Można nazwać makijaż Lisbeth kiczowatym w szwedzkiej wersji, tylko czy ta jego kiczowatość w przypadku tak oryginalnej osobowości ma wymiar negatywny. Akurat to chyba nie jest trafiony przykład.
Kiczowatość Lisbeth odnosiła się do kiczowatości całego filmu (wcześniej i owszem, do sceny, gdy była "zakamuflowana"). Niestety zajeżdża tandetą.
ogólnie amerykanie lubią naśladować innych, ale w tym przypadku film nie ma odzwierciedlać szweckiej produkcji ale książkę.
Poza tym, nie wiem, czemu Fincher, ze swoim nieskazitelnym stylem i wyczuciem, oraz całą "bandą" specjalistów, miałby się wzorować na "fajnym, mrocznym" szwedzkim filmiku.