To już nie David Fincher, to tylko kolejny projekt na zamówienie. Z pierwowzoru ocalało tylko
godne najwyższej pochwały intro. Nie polecam nikomu, kto czytał trylogię, ale to chyba dla
rzeczonych żadna niespodzianka...
Czytalam trylogię, obejrzałam adaptację szwedzką a potem Finchera i twierdze, że Fincher wygrywa pod każdym względem.
Rozumiem to i szanuję, ale nie zamierzam wnikać, czy chodzi ci o Fincher 2/10, szwedzka 1/10, czy - jak się domyślam - inaczej. Jak dla mnie jest to produkt czysto komercyjny, nie oddający z powieści nic ponad ogólny, płytki zarys.
Nie przeczę, obejrzałem ten film bez względu na pierwowzór tekstowy i uznałem, że jest wporzo - ale cóż, trylogia zrobiła na mnie
tak duże wrażenie, że czułbym się jak menda, gdybym wystawił tej ekranizacji więcej niż teraz...
Trochę rozwijając tą tezę: można stwierdzić, że sprzedaż praw autorskich do Hollywood świadczy o zerowym szacunku dla najlepszego politycznego kryminału wszech czasów, wówczas jest to negatyw. Ale są i pozytywy, jak choćby ten, że skoro ten film podobał się tak
licznej rzeszy odbiorców, będzie też wielu, których zachęci do zapoznania się z treścią powieści, nieprawdaż?
Zdecydowanie nie mam w planach krytykowania twojej oceny, droga Kamilo: na szczęście subiektywizm polega na tym, że obiektywizm
nie istnieje, dzięki czemu oboje mamy tyle samo racji - już się przekonałem, że ekranizacja może być profanacją, jak to miało miejsce
np. w "Hunger Games", ale z powodu przewagi liczebnej oglądających nad czytelnikami zdobędzie średnią powyżej połowy bez trudu.
Nie znaczy to, że uważam ten film za tak słaby jak rzeczoną głodówkę, po prostu książka Stiega Larssona jest lepsza :)