Mam nadzieję,że po obejrzeniu filmu choć część maruderów znajdzie odpowiedź na to pytanie. Jak dla mnie dużo lepszy niż oryginał.A ta muzyka?Poezja.
Dokładnie. Film Finchera okazał się być o wiele lepszy od przereklamowanej szwedzkiej wersji (po dwóch częściach stracilem ochotę na trzecią i nie wiem, czy kiedyś ją obejrzę). Aktorstwo? Wyśmienite. Według mnie nie tylko Mara dała czadu. Craig, Plummer i Skarsgård również byli rewelacyjni. Wielu narzeka na Reznora, a przecież muzyka w tym filmie jest... wyśmienita. Zdecydowanie najlepszy film 2011 roku.
no nie wiem czy szwedzka jest przereklamowana. to wersja Finchera jest widoczna na każdym kroku. bilboardy, reklamy, telewizja, internet. o wersji szwedzkiej słychać tylko w co-sobotniej g.wyborczej.
Pisząc przereklamowana miałem na myśli to, że szwedzka trylogię chwali się na każdym kroku, tymczasem do mnie dwie pierwsze części w ogóle nie trafiły (jedynka niezla, dwójka słabiutka, za trójkę nie wiem czy się kiedyś zabiorę).
no cóż. do mnie trafiły bardzo celnie. zwłaszcza dwie pierwsze, trzecia lekko słabsza, mniej dynamiczna ale i tak robota pierwsza klasa. ale co kto lubi :)
Mala uwaga: maruderzy = ci, ktorzy zostaja z tylu, a nie ci, ktorzy marudza :) 
(Wiem, czepiam sie, ale tak juz mam.)
Będę miał "bardzo" tęgą minę, jeśli to się stanie. Go, Legend Mara! Aha, mieliśmy się udać na pewien blog (Lecho czy Nawrockiego, potem sprawdzę) podczas streamingu, ale wystosuję konkretne zaproszenia jakoś w południe.
Idę jeszcze raz na ten film. Pierwszy raz w moim życiu pójdę drugi raz na ten sam film do kina. Nie daje mi on spokoju.
To jest akurat ciekawa kwestia, bo ta kategoria może okazać się nieprzewidywalna. Szykuje się pojedynek Davis vs Streep, ale jeśli ktoś zaskoczy, to będzie to Mara.
Może i powędrować. W sumie pewnie zasłużyła na niego. Tak samo jak Swinton czy Davis. Chodzi o to, że Mara nie wychodzi mi z głowy. Coś jest z tym filmem. Chociaż mnie odrobinę rozczarował, to muszę go jeszcze raz obejrzeć.
Też idę, ale dopiero w środę. Fakt faktem, coś z tym odbiorem nam nie pykło, może to przez to, że przewałkowaliśmy już historię Larssona parę razy i nie utrzymaliśmy właściwego dystansu? Tak czy siak, jest obniżka formy po cudownym TSN.
Nie wiem co to jest. Może to jest efekt tego, że ten tydzień miałem zawalony innymi sprawami, kilka nocy po rząd nie wyspałem się porządnie. Wczoraj siedziałem na tym filmie, czytałem napisy i nie trafiało nic do mnie. Fakt, trzeci raz ta sama historia. Tym razem w bezbłędnym wykonaniu i formie...nie wiem co to było.
Bez wątpienia i u mnie premiera nie trafiła w najbardziej fortunny dzień. Powtórny seans powinien rzucić jednak trochę światła.
oglądałam szwedzką wersję w postaci filmu i serialu i jednak Fincher trafia do mnie bardziej (może jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do hollywoodzkich produkcji?) a Mara... o wiele lepsza niż Rapace (której nie można odmówić tego, że jest dobrą aktorką... ale jednak Mara o wiele bardziej przypominała mi Lisbeth z książki) zdecydowanie dobry film!
Także dla mnie, Mara to Lisbeth wycięta prosto z książki. Sam nie wiem, czego przy pierwszym seansie mi brakowało..Mam mętlik w głowie. Chętnie zobaczę ten film po raz drugi w kinie (pierwszy raz w moim życiu). :)