Moim skromnym zdaniem Fincher dał właśnie dużo od siebie. Surowe sceny, bardzo w stylu szwedzkim, przeplatane wątkami humorystycznymi - to jest mistrzostwo, gdy w kinie czuć napięcie, które momentami staje się okropnie denerwujące i nagle pojawia zabawny motyw, rozsadzający ten niepokój. Przykład? Craig w piwnicy i Orinoco Flow, które dla mnie już nigdy nie będzie takie samo. Słyszałam już kilka opinii dotyczących tego, że pomiędzy parą bohaterów za mało było uczucia, osobiście - mnie to pasowało. Tak sobie to wyobrażałam, bo to ma być kryminał, sensacja, a nie romansidło, w którym bohaterowie "docierają do siebie" przez cały film. Niemożliwym jest opowiedzenie tej książki w całości chyba, że chcecie spędzić w multipleksie kolejne 3 godziny. Akcja skupiła się na podstawowym wątku, bez zbędnego pierdzenia. I choć poczułam małą pustkę z powodu braku czy udziału innych bohaterow, jestem bardzo zadowolona i nie żałuje kasy wydanej na bilet, bo w filmie i tak była ogromna ilość smaczków dla fana trylogii + zachowany klimat w postaci obcego akcentu w amerykańskim filmie, wspomnianej już surowości przedstawienia całości, bardzo, bardzo dobrej ścieżki dźwiękowej . Mam nadzieję, że ludzie po obejrzeniu tego filmu, nie będą kojarzyć Craiga tylko z rolą Bonda. Lisbeth bardzo świeża, moje wyobrażenie oryginału; aktorka odnalazła w tej roli coś nowego, nie była sztuczna i przerysowana. I miała fajny kolczyk w sutku co w zupełności wystarcza by dostała ode mnie 5 z trzema plusami +++. :-)