No właśnie, film bardzo mi się podobał, ale jest pewien problem - nie potrafiłem się dociąć od tego, że wcześniej przeczytałem książkę, przez co praktycznie przez cały seans zamiast skupić się porządnie na tym obrazie, porównywałem go z tekstem Larssona. I dlatego pojawia się mój problem, a nie chcę oceniać "bo Fincher, bo Reznor", których uwielbiam, co może trochę zakrzywiać mój odbiór. Tak czy inaczej, jeśli ktokolwiek zastanawia się, czy warto, to od razu odpowiadam: JAK NAJBARDZIEJ. A ja wybieram się dziś raz jeszcze, żeby tym razem, wiedząc już, jakie są różnice pomiędzy wersją Finchera a Larssona, zobaczyć ten film tak, jak na to zasługuje i w końcu wystawić ocenę.
Miałem podobny kłopot. Czytałem książkę i parę dni temu obejrzałem jeszcze szwedzką wersję wiec znałem, aż za dobrze całą intrygę. 
Skupiłem się natomiast na aktorstwie, montażu, MUZYCE - która jest świetna no i na pracy kamery, które to rzeczy absolutnie mnie oczarowały. Zapytałem się po seansie swoją kobietę, co nie znała tej literatury, jak jej się podoba fabuła i czy wciągająca - odpowiedziała, że tak. Wystawiłem więc 8/10. Wydaje mi się, że na więcej nie zasłużył. Głównie przez to, że sama pierwsza część książki jest dość słaba by ją zaadaptować jako film. Samo śledztwo jest średnio atrakcyjne. Właściwie to jest zwyczajnie tłem do tego by zaprezentować postać Salander - która z kolei spędza mało czasu na ekranie. Liczę, że kolejna część będzie dużo ciekawsza.