Po ocenach i komentarzach spodziewałem się rewelacji i się trochę rozczarowałem. Polecam wszystkim obejrzenie wersji z 2009 roku, która według mnie jest lepsza. Gdybym obejrzał obie wersje bez wiedzy, która jest nowsza, myślę, że bez problemów wskazałbym remake.
maestro dobrze prawi :)) moim zdaniem wersja szwedzka jest o wiele, wiele lepsza. Już nie chodzi o samą fabułę, która jest w o wiele ciekawszym wydaniu przedstawiona, ale o samą bohaterkę, którą jest Lisbeth. Jej postać jest bardziej dopracowana i ogląda się zdecydowanie ciekawiej historię.
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz ;) Generalnie pierwotna wersja lepsza pod każdym względem, ale znacznie mniej popularna, a szkoda.
Tak samo uważam. Szwedzi stworzyli tak niepowtarzalny klimat w tym filmie, że żadna komercyjna wersja amerykańska tego nie przebije. Jak bardzo amerykanie rozreklamowali swój film, a jak bardzo jest on tego wart. Może nie jest aż tak zły, ale uważam, że remake... Jest nudny. A aktorzy? Może za bardzo jestem przywiązana do Lisbeth Salander granej przez Naomi Rapace.
Niech zgadnę, najpierw widzieliście szwedzką adaptację? To co zobaczyliśmy wcześniej, zazwyczaj nam się bardziej podoba. To taka zależność. Zapewne inaczej byście to oceniali oglądając w innej kolejności. A propos czy tylko ja zauważyłem, że pochwały kina skandynawskiego stały się modne?
Tak, staly sie. Stad nagle moda na szwedzkie kryminaly zalewajace ksiegarnie i wysyp szwedzkich adaptacji tyck kryminalow.
To ja jestem jakimś ewenementem - najpierw oczywiście czytałam książkę ale pierwszy film jaki widziałam to ten szwedzki, a dopiero potem amerykański remake. I bardziej podobał mi się remake. Być może dlatego, że w szwedzkiej wersji zupełnie nie podobał mi się aktor grający Blomkvista - z jakiegoś powodu nie pasował mi do roli
oczywiscie ze szwedzka wersja lepsza, nie może być inaczej
wersja z craigiem to typowy hollywoodzki gniot
Książka oczywiście jest arcydziełem! Obejrzałam ekranizację z 2009 r. i muszę przyznać, że jest zrobiona całkiem dobrze. Czytając komentarze stwierdziłam, iż nowsza część tj. "Dziewczyna z tatuażem" powinna być jeszcze lepsza! Niestety bardzo się zawiodłam. Dużo pominiętych akcji, gra aktorska wg mnie też na średnim poziomie. Podejrzewam, że jeśli ktoś oglądał po raz pierwszy właśnie tę wersję , ciężko było mu się połapać w tych wszystkich nazwiskach i szybkich rozwojach akcji.
ale pierd.... nowa wersja bije na łeb wersję szwedzką, jak ktoś to wzoruję się tylko na ksiązce to takie pierdoły napisze! oprócz głownej szwedzkiej aktorki nie ma tam nic lepszego...
to może jeszcze wersje niech zrobią polską,rosyjską,duńską,francuską i oceniajmy która lepsza...naprawde szwedzka wersja jest wystarczająco dobra by juz zostawic ten temat ale amerykanie maja manie wyzszosci i muszą robić cos po swojemu ja obejrzałem szwedzką i mi wystarczy by powiedzieć,że bardzo dobry film nawet nie oglądam amerykanskiej!! tyle w temacie
pitolenie. babę z owłosioną pachą zobaczyli i że niby tak Lisbeth nakreślono w książce? pitolenie. Fincher jest geniuszem.
a ja zaś nie widziałam wersji szwedzkiej tylko amerykańską. książki nie czytała (wiem, wiem BŁAD!) i jestem zachwycona. tutaj liczy kto, co widział, czytał, wie... choć tak czytam sobie te komentarze i stwierdzam, że szwedzką też muszę dopaść. gdyż na razie zero porównania, to dla mnie mistrzostwo. oj, gdyby był to gniot, to nie byłby na taką skalę uznany i podziwiany. kwestia dyskusji i gustu - proste. pozdrawiam :)
Nie polecaj czegoś co jest o wiele słabsze. Miałem przyjemność obejrzeć wersję szwedzką i niestety jest dużo słabsza. Zaczynając od realizacji, pracy kamery, montażu, gry aktorskiej, braku klimatu na tak nudnym i niezaskakującym prowadzeniu fabuły kończąc. Niestety ale po paru minutach filmu wiadomo wśród jakich osób należy szukać "mordercy" co jest rażącym błędem. Na plus na pewno większa wierność książce i pewne elementy (sceny) które pojawiły się w wersji szwedzkiej a których niestety zabrakło w angielskim odpowiedniku. Pierw oglądałem Szwecki film, później przeczytałem książkę i dopiero obejrzałem film Finchera. Jak zwykle ten pan jest w wysokiej formie.
Poleca coś, co wg Ciebie jest o wiele słabsze. On ma inne zdanie i uważa, że warto obejrzeć wersje szwedzką, ja się pod tym podpisuję.
Dzięki za wsparcie ;) Kolega widocznie nie rozumie, że słabsze/lepsze to pojęcia względne :) Nowa wersja według mnie sprawia wrażenie zgapianej scena po scenie z pierwowzoru. To, że reżyser "Dziewczyny z tatuażem" widział film z 2009 roku, jest przecież oczywiste ;)
No dobrze wg Ciebie jest lepsza i to jest Twoje zdanie, inni to uszanowali, więc uszanuj także naszą, odmienną opinię.
A jakie są wasze argumenty przemawiające za Szwecką wersją? Tylko nie piszcie Noomi Rapace bo to jest raczej najsłabsze ogniwo tego filmu.
Chociażby fakt, że znacznie lepiej i bardziej wiarygodnie ogląda się Szwedów mówiących do siebie po szwedzku, niż po angielsku :)
Poważnie? To ma być argument? Przypominam, że w Szwecji język angielski jest mocno używany. To znaczy, że możemy nie raz nie dwa spotkać właśnie Szwedów rozmawiających po angielsku. Zresztą nie mówimy o językach w filmach bo wtedy to trzeba by większość filmów historycznych kiepsko ocenić. Konkretne argumenty co lepsze co gorsze?
1) Gra aktorska jest lepsza,
2) Szwedzka wersja lepiej odzwierciedla książkę,
3) Film utrzymuje w napięciu, z niecierpliwością oczekuje się na kolejne losy bohaterów
4) Scenografia, z muzyką utrzymująca klimat filmu
5) Wg MNIE główna bohaterka gra lepiej w szwedzkiej wersji
1. Facet grający Blomkvista jest strasznie sztuczny i fajtłapowaty. Gość taki jak on może co najwyżej rozwiązać sznurowadła. Kilka klas niżej od Craiga.
2. Tu się akurat zgodzę ale klimat bardziej mi się podoba w wersji amerykańskiej. Jest mroczny i przytłaczający.
3. Po kilku minutach filmu wiedziałem wśród kogo mam szukać mordercy. Później nie było dla mnie żadnego zaskoczenia. Rozmowa Blomkvista z Vangerem kiedy to Henrik mówi, że morderca musi być wśród rodziny. No lipa na całej linii. Poza tym lepsze było werbowanie Lisbeth przez Mikaela i przygotowania do prowadzenia śledztwa w filmie Finchera.
4. Lipa, kiła i dno w Szweckiej ekranizacji. Zero klimatu, kiepska praca kamery, przyzwoity montaż. W książce była zima i to konkretna a tutaj słońce świeci jak na plaży w Mielnie. Amerykańska wersja dużo lepiej zrealizowana. Klimat aż się wylewał z ekranu. Widać było, że to thriller a nie obyczaj czy dramat.
5. Nie raz i nie dwa słyszałem jak to ludzie się zachwycają Rapace tylko nie wiem czemu? Jej przemiana jest bardzo minimalistyczna (mam tu na myśli charakteryzację i kostiumy). kolejna sprawa to niestety gra aktorska. Lisbeth była dziewczyną z problemami, zaburzeniami psychicznymi, tajemnicza, zamknięta w sobie nie ufająca innym ale za to bardzo inteligentna. Tutaj tego nie widać. Zwykła ćpunka z ulicy. Kreacja Rooney dużo lepsza. Widziałem ją w innych filmach i widać, że nie zagrała siebie. Stanęła na wysokości zadania bez dwóch zdań. Jak się na nią patrzy to wypisz wymaluj Lisbeth z książki Larssona.
Niestety ale Szwecka produkcja mocno ustępuje tej made in Hollywood.
Miałem obejrzeć następne części Millenium ale teraz wiem, że lepiej poczekać na kolejne części Finchera i iść do kina niż się katować tymi dużo słabszymi filmami (nie powiem, że bardzo złymi czy kiepskimi bo bym skłamał widząc oczywiście tylko Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet). Pozdrawiam
no to każdy wypowiedział swoją opinię i od początku chodziło własnie o to, żeby jej nie krytykować, bo każdy ma prawo do własnego zdania.
"Oryginał" jeśli można to tak nazwać wydaje mi się wiele bardziej lepszy w oddaniu klimatu książki.
Produkcje amerykańskie mają to do siebie, że nie zawsze potrafią to zrobić, przynajmniej te nastawione na szeroko pojętą komercję.
Powinienem zacząć od tego, ze uwielbiam Finchera, kocham faceta za to co zrobił z umierającym Obcym, za świetną ekranizację w Fight Clubu, za mistrzowskie Se7en. Jednak coś zmieniło się w jego karierze...
Podejmując się takiego projektu w epoce, w której na płaszczyźnie kulturowej granice to terminy czysto umowne, musiał wiedzieć o tym, że będzie porównywany i ostatecznie rozliczony. Pomijając już wszystkie wyżej przytoczone bardziej szczegółowe oceny efekt jest taki, że w Stanach szwedzka ekranizacja (zrobiona przez "serialowców" i to nie takich jak Sorkin, czy jemu podobni) uchodzi za bardziej mroczną, pierwotną i prawdziwą. Wspominana powyżej postać Craiga nie jest traktowana poważnie, a wielu krytyków (NY Times, Wsh Globe, Tribune) twierdzi, że grał miernie, co najwyżej przeciętnie. Podobnie oceniono Rooney Marę, przy czym w jej wypadku ciągle mowa o wieku, przyszłości i możliwościach.
A tak osobiście powiem.
Długo czekałem na film i łykałem wszelkie dotyczące go przecieki. Miałem nadzieję na zmianę zakończenia (jak w Fight Clubie), ew. zaskakujące podejście do istniejącej już serii (jak w Obcym). Innymi słowy liczyłem na to, że Fincher mnie jak zwykle... no może nie powali, ale przynajmniej sprawi, że na chwilę przyklęknę.
Nie zostałem powalony. Nie stało się w zasadzie nic. Obejrzałem dłużący się film do końca, tylko dlatego, że byłem ciekaw zakończenia.
Otrzymałem dokładnie ten sam produkt, tyle że pod nieco inną nazwą i w zmienionym opakowaniu. Wartości odżywcze były zbliżone, zawartość cukru, jak w każdej amerykańskiej produkcji, nieco wyższa.
Odnosząc się do całości serii - książka nie jest rewelacyjna, ma jednak w sobie to "coś", co przyciąga i nie pozwala się oderwać. Zresztą tak jak każdy ogólnoświatowy bestseller - kilka lat wcześniej mieliśmy przecież do czynienia z Danem Brownem, Harrym Potterem, teraz przebijamy się przez Igrzyska Śmierci...
Innymi słowy kryminalna papka, którą wszyscy wciągnęli bez szemrania. Jednak ani się tym najeść, ani rozsmakować.