Prawdę mówiąc, po obejrzeniu co najmniej dwóch wcześniejszych filmów Olafa Lubaszenki wiedziałem już dość dobrze, czego mogę się spodziewać po tym dziele, ale moją ciekawość wzbudził fakt, że obraz ten zajął w podsumowaniu box office'ów za rok 2002 drugie, po "Karierze Nikosia Dyzmy", miejsce wśród filmów polskich.
W zasadzie moje oczekiwania (a raczej ich brak) okazały się trafne. Mamy tutaj zupełnie mnie nie śmieszącą komedię, którą twórcy próbują nieudolnie zmieszać na siłę z tanim filmem obyczajowym. Niektóre sceny są zrobione tak skrajnie sztampowo, że nie jestem pewien, czy autorzy czasem nie sięgnęli po odrobinę autoironii. Fabularnie kiepściutko.
Nieco lepiej jest z aktorstwem. Agnieszka Włodarczyk od czasu jej głośnego debiutu w wieku 16 lat - "Sary" Macieja Ślesickiego - zrobiła duże postępy i to widać. Olaf Lubaszenko jako aktor ma tę rzadką cechę, że nawet bzdury potrafi grać z pewną dozą wrażliwości. Trzeba to docenić. Z dalekiej podróży wraca Cezary Pazura. Po mniej więcej dekadzie straszliwego błaznowania, którego dno zostało osiągnięte w serialu "13. posterunek" , znów pokazuje, że jest jednak niezłym aktorem. Zagrał poprawnie, ale jak na najbardziej wyeksploatowaną postać polskiego kina, to i tak już świetny wynik.
Ogólnie jednak ten film jest po prostu nudny i to jest jego główna wada.