To właśnie ,,Easy Rider" z 1969 r. zapoczątkował amerykańskie kino drogi lat 70-tych. Film ma genialny klimat, muzykę i pejzaże samych Stanów. Jest też jakby głosem pokolenia pragnącego wolności. Odpowiadając zaś na zarzuty malkontentów odnośnie tego, jak konserwatywna Ameryka niechętnie patrzyła na hippisów i motocyklistów, przypominam, że nie byli oni wcale pragnącymi wolności aniołami, co zostało pokazane nawet w tym filmie. To za sprawą hippisów szargane były narodowe i religijne świętości, co widzimy choćby w scenie profanacji kościoła i cmentarza w filmie. To za ich sprawą następowała powszechna demoralizacja wśród młodzieży, zwłaszcza płci pięknej, nastała fala alkoholizmu i narkomanii, a także poważniejszych przestępstw - kradzieży, gwałtów i morderstw. Powstała w latach 50-tych, a będące w drugiej połowie lat 60-tych prawdziwą zmorą Ameryki gangi motocyklowe trudniły się też porwaniami dla okupu i toczyły ze sobą wojny. Film filmem, wolność wolnością, ale nie zapominajmy o mroczniejszej stronie tych ruchów. Konserwatywna do lat 60-tych Ameryka musiała na te przemiany patrzeć krytycznym okiem.