Przychodzę na film i jeszcze przed projekcją wyświetlana jest długa lista nagród, które film otrzymał. Apetyt rośnie. A potem niestety - rozczarowanie. Edi - człowiek kompletnie nieprawdziwy. Reżyser każe rzucać mu frazesami i pseudo-głębokimi myślami ("Wigilia jest wtedy, gdy tego chcemy" Witamy w piekle grafomanów!) i robi z niego niestety istotę tak anielską, że aż nieludzką.
Na dodatek dlaczego pijący codziennie menel oglądany bez ubrania jest ewidentnie wysportowany, a nie wychudzony i zabiedzony?
Piękne zdjęcia, niektóre sceny wybitne, ale ogólnie mnie film na kolana nie rzuca.