Aktorstwo... Gdyby mi nie śmigały dwie kule karabinowe na sekunde to może bym i pochwalił grę Specey'ego albo Freemana, no ale trudno cokolwiek zauważyć.
Muzyka... pif paf bum pif paw bum...
Fabuła przewidywalna.
Jedyne efekty specjalne (powinno być specjalnej troski) to kilka petard oraz błyski pocisków wylatujących z luf, czego oczywiście nie ma miejsca w rzeczywsitości.
No i oczywiście oficer Deed - były hydraulik - na koniec filmu zabija wszystkich współpracowników, którzy się zwą grupą natychmiastowego działania czy jakoś tak... Jeden facet przeciwko dwudziestu. Albo Deed jest tak dobry, albo to kompromitacja dla FRAT.
Zakwalifikowanie tego filmu jako thriller to chyba nieporozumienie.
Gdzie już to widzieliśmy... samotny reporter młodzik stawia czoła systemowi... No gdzie?? Taaaak właśnie... "Raport pelikana". Wszędzie korupcja, nie ma komu zaufać, świadkowie umierają. Różnica jest tylko taka, że "Edison" ma kilka milionów nabojów więcej zużytych podczas kręcenia. Zero inicjatywy. Edison tym razem żarówki nie odkrył, a lampka nad głową reżysera się nie zapaliła...