Drugi z trylogii Howksa

Ten film podobał mi się bardziej od "Rio Bravo", głównie dlatego, że w nim John Wayne poruszał się znacznie energiczniej niż jako szeryf J. T. Chance. Był bardziej żywiołowy i w ruchach i w dialogach. W przeciwieństwie do "Rio Bravo" akcja dzieje się też w wielu miejscach odległych od siebie a nie w jednym miasteczku. Zadziwiający był ten strzał prawie w pierś Johna Wayne oddany przez "Joey" Mac Donald, a kula sprawiała kłopoty w tylnej części ciała, w okolicach krzyża. Zastanawia mnie, że wśród przedstawionych do oceny aktorów, dla internautów, jest całkowity brak odtwórców ról negatywnych. Dla mnie role pozytywne znakomite ale dość typowe, może oprócz szczególnej roli szeryfa J. P. Harraha w wykonaniu Roberta Mitchuma. Największe wrażenie wywarła na mnie postać rewolwerowca z zasadami (uprzejmość zawodowa, przysługa zawodowa) Nelse McLeoda, kreowana przez Christophera George. Nie chciał podjąć pojedynku z przeciwnikiem, który był obezwładniony częściowym paraliżem. Dla niego walka taka byłaby nierówna i nie przyniosła mu chwały. W jego przypadku dałbym ocenę dla tej postaci 10/10.

Bardzo ciekawe podejcie do tego filmu! Teraz gdy będę znowu go oglądałam, spojrzę na niego w nieco inny sposób. :) Dziękuję :)