Przyznaję film mnie wciągnął. Być może to wina poezji. Niestety nie znam jednak hiszpańskiego na tyle, by czerpać pełną satysfakcję z wszystkich wierszy, które się w nim pojawiają. Jednakże historia w filmie kończy się dość banalnie, co samo w sobie nie musi być problemem, bo liczy się też i sposób opowiadania. I ten jest generalnie wciągający, ale i rażący kiczem (zamierzonym czy nie, nie mam pojęcia) i rażący mizoginią (zamierzoną czy nie, też nie wiem) Co do drugiego problemu Latynosi, znający ten film, wytłumaczyli mi fakt, jakim jest ciągle występująca w filmach iberoamerykańskich prostytutka/kurtyzana jako obiekt miłości, tym, że w krajach postkolonialnych "wszyscy jesteśmy dziećmi dziwek"... Hhhhmmm
Krótko podsumowując: mam mieszane uczucia.
Podobno film był w pewnych kręgach kultowy. Na pewno widok Dario Grandinettiego w rozwianych bujnych włosach (!) i łopoczącym na wietrze płaszczu pozostanie w mojej głowie na dłuższy czas.
Jestem ciekawa, czy ktoś jeszcze widział ten film i ma bardziej sprecyzowane poglądy...