w sumie całkiem pozytywne zaskoczenie, bo to rzecz wcale niegłupia, skłaniająca do przemyśleń na temat przemijania. może nawet niezbyt wesoła, ale daleka od histerii i niosąca pokrzepienie. w sumie najgorzej wypadła nazbyt melodramatyczna końówka, ale poza tym to dobre, refleksyjne kino. dobra muzyka, dobre aktorstwo, przede wszystkim Kingsleya i Hoopera, bo nie ukrywam że Cruz i jej pokraczny akcent nieco mnie irytuje. tutaj jednak, o dziwo, nawet nie przeszkadzała aż tak bardzo, co jeszcze dobitniej świadczy o tym że obraz przypadł mi do gustu. 7/10