z cyklu się wylewa, się wylewa, szumi ziemia, duchy są, przytnij knot swej wątłej lampy, siostro.. przy czym najstraszniejsze w całym tym wszystkim naraz jest to, że tu nie potrzeba nigdzie zjeżdżać, pod ziemię, piętro, dwa piętra, trzy piętra, do duchów, dawnych przodków ziemian, które mieszkają w szybach, się wpraszać, zanurzać, nie! to one, same, przez otwarte oko ziemi, z undergroundu, z podglebia, na powierzchnię, wyłaniają się, przybywają, zalewają kadry, przestrzenie..
zalewają przestrzenie: z bohaterką wtrącaną w różne nie swoje i niezrozumiałe porządki, miotaną okolicznościami; kamienną rzeźbą jako czymś w rodzaju antenki nastawionej na inne gęstości i radiem pracującym na wyższej częstotliwości.
zalewają przestrzenie: w kadrze, na obrazie cudownie uziarnionym und zabolexowanym, jednocześnie rzutując mi na zwoje te najlepsze poetyckie und niematerialne horrory z lat siedemdziesiątych: opiekuńcze duchy zmarłych nicolasa roega, mgłę proszącą o ofiary johna carpentera, głodne duchy indian - pomordowanych rdzennych mieszkańców ameryki spod podłogi hotelu overlook ze Lśnienia, zwiewne atraktory spod wiszącej skały z filmu petera weira, jęki z wnęki und wrzaski ze szczelin z filmu jerzego skolimowskiego, ludyczny folklor miejscowy niejakiego Wicker Mana i tak dalej, i tak dalej.. a wszystko to i więcej jeszcze pod patronatem wielkich bóstw przedwiecznych rodem z najlepszych opowiadań howarda phillipsa (tych kornwalskich bóstw nie znam, ja znam tylko te z yuggoth i z kina).
ej, joł, ding ding, digi digi digi, dong dong, to jest to, to już jest to, przytnij knot swej wątłej lampy, siostro!
re:a.sumując: kolejne nowohoryzontowe arcydzieło!
(mózg mi już pulsuje od tego nadmiaru wrażeń zawieszony w niedowierzaniu, kiedy się wreszcie skończy ów klimaks permanentny, jak tak dalej pójdzie to umrę na oczu wytrzeszcz bądź zawał, litości, na litość, litości!)