Powiem tak: Syndrom serii sprawdza się w przypadku "Epoki lodowcowej". Po świetnej jedynce nastąpiły o wiele gorsze dwójka i trójka, gdzie poziom humoru znacznie spadł, a postacie nie są już tak wyraziste. Z pewną obawą wybierałam się na czwórkę, przeczuwając, że podzieli los poprzednich kontynuacji.
I wiecie co?... Podzieliła. Ale w mniejszym stopniu.
Tak, humor nadal nie jest najwyższych lotów, tak, nie dorównuje pierwszej części, ale na pewno jest lepsza niż druga i trzecia. Jest tu trochę więcej momentów, przy ktorych można się pośmiać (co dolega Diegowi?). Niektóre postacie pokazały swój charakter, stare i nowe. Wyjątkami są Brzoskwinka i Louis, którzy ani ziębią, ani grzeją, Ela, za którą, delikatnie mówiąc, nie przepadam, Zdzichu i Edek (powalają inteligencją, szkoda, że nie zginęli w przepaści) oraz banda popularnych mamutów - czyli postacie drugoplanowe albo "zapchajdziury".
Nawet love story tygrysków (to, co one lubią najbardziej) wyszedł nieźle, w każdym razie na pewno lepiej od amore PEWNYCH mamutów w drugiej części.
A teraz minusy: Motyw wędrówki kontynentów był nietrafiony, równie dobrze mógło to być wielkie trzęsienie ziemi. No ale tytuł "Epoka lodowcowa 4: Wielkie trzęsienie ziemi" nie jest już tak atrakcyjny, co? Z drugiej strony to i tak lepszy pomysł niż zamrożenie i wylądowanie w czasach współczesnych... Również Scrat nie bawi już tak, jak kiedyś.
Polski dubbing niby dobry, ale mam pewną uwagę: Teksty, które w założeniu miały śmieszyć, są wypowiadane w niewłaściwym tonie, przez co już nie bawią. Przykład: Zrzucę go za burtę. Zeznacie, że to był wypadek.
Koniec końców moja ocena końcowa to nieco naciągane 6/10. Spodziewajmy się kolejnych części "Ice Age". Zgodnie z prastarą przepowiednią: Dopóki same zyski, zero strat, niech nam seria dalej trwa!
Jak dla mnie nuda jak zwykle na epoce lodowcowej. Zabrałam młodszą kuzynkę do kina, jej się podobało, to najważniejsze:) Mnie w całym seansie podobał się tylko krótki film z serii The Simpsons wyświetlany po reklamach.