Banalna historia o człowieku, któremu się wszystko udaje. Gdy go już mają złapać to nagle cudem znajduje psa we wnykach i ścigający go żołnierze gonią biedną psinę a nasz bandzior ucieka. Nawet helikopter tu nie pomógł.
Gdy sam wpadł we wnyki to ledwo to odczuł. Po chwili już biegał boso jak pasikonik i stopy nie odmroził. Kąpiel w lodowatej wodzie też nie spowodowała u niego nawet katarku. W filmie 3 razy zmieniał buty i za każdym razem idealnie pasowały.
Narozrabiał nieludzko. Zabił parę osób, zniszczył drzewo zżerając z niego korę, przestraszył biedne sarny, zabił psa, oraz co najdziwniejsze zassał na śmierć pijaną karmiącą rowerzystkę z dzieckiem na piersi. Chyba jedyny pozytyw tego filmu to brawurowo zagrana rola rowerzystki przez zdolną Klaudię Kąca. Dostał za darmochę konia od niemowy (nie nagadali się tu aktorzy, oj nie !) i w dziwaczny sposób dokonał żywota z rany postrzałowej lub kłutej, zadanej chyba w innym filmie.
pozwolę się nie zgodzić z tą opinią. Jak i w poprzednich filmach Skolimowskiego także tutaj od logiki fabuły, której tak bardzo wymagasz, ważniejsza jest forma i klimat opowieści. Ukazanie wewnętrznego stanu zaszczutego człowieka w pełnej alegorii scenerii dokonało się niemal perfekcyjnie. A to kto kogo i jak goni i czy go zlapie i jak go złapie (z sensem lub bez) znaleźć można w filmach typu "Ścigany".
Zgadzam się, że forma i klimat są ważne, ale przy tylu błędach, niespójności, nielogicznych sytuacji (np. scena po przygnieceniu drzewem, w której pojawiają się fragmenty z dalszej części filmu...), wszystko co miało być jakby przesłaniem tego 'dzieła' po prostu przepada... Ja do teraz nie wiem kiedy główny bohater znalazł się w Europie Wschodniej... Poza tym część filmu jest po angielsku, część po polsku albo co najśmieszniejsze, na przemian ("tu jest jeden - here is one"). To wszystko aż kole w oczy i zniechęca do choćby próby zrozumienia o co w tym filmie tak właściwie chodzi. Mam wrażenie jakby reżyser złapał fajny temat i walnął scenariusz 'na kolanie', i tam gdzie ciężko coś wymyślić by miało to sens, szedł po najsłabszej linii oporu wymyślając różne 'cuda' (np. scena z psem w sidłach).
Autorowi tego tematu dziękuję za poprawienie mi humoru :) Po obejrzeniu tego filmu czułem, że znajdę na filmwebie właśnie takie małe, zabawne streszczenie z wymienionymi błędami ;) Jeszcze raz dzięki ;)
tylko skoro jest, aż tyle "błędów" w filmie autorstwa takiego zawodowca (i artysty - to już moja opinia:) ) jak Skolimowski, to może to jednak nie są "błędy", a świadome działanie twórcy, aby skierować uwagę widza w pożądanym kierunku...
Alegorie alegoriami klimat klimatem ale to wszystko jest po prostu słabe... to wewnętrzne rozdygotanie rzekomo zaszczutego dorosłego faceta żyjącego w biednym i dzikim kraju, który popada w jakiś irracjonalny obłęd bo nałożyli mu w trakcie śledztwa worek na głowę i kopnęli w nerkę jest śmieszny, dychotomia przedstawiająca uduchowionego głównego bohatera kontra zdeprawowanych wojną amerykańskich żołnierzy oraz durnych i prostych (z natury) polaków tania...
Potwierdzam opinię kolegi.Powrót to epoki kina niemego w przypadku (dzieła) Skolimowskiego totalnie nie udany.Przez większość filmu widz zastanawia się co autor ma na myśli i czy w rzeczywistości ma.Mnie zadziwiło to że żołnierze ścigający uciekiniera po śniegu szli tropem wspomnianego psa.Chyb trop ludzki od zwierzęcego jednak jakoś znacznie się różni.Co do rany wydaje mi się że powstała w wyniku przygniecenia przez drzewo.Ale głowy nie dam!
Weź poprawkę na to że to jest film w którym to mordujący w Afganistanie oraz tutejszych miejscowych talib jest biedną ofiarą a Amerykanie (notabene rzekomo stacjonujący w fikcyjnych więzieniach CIA) którzy obalili ich krwawy reżim są tymi złymi. Motyw z psem tutaj jest tu tak samo prymitywny jak ukazywanie Niemców w Czterech Pancernych czy filmach rosyjskich - typowa sztuczka mająca podkreślać że ścigający go ludzie to debile a on taki sobie mądry i biedniutki.