Vincent Gallo - świetny, zdjęcia - pierwsza klasa. Skolimowski był w zasadzie prekursorem tematu na skalę światową, za to kolejny plus. Mnie historia wciągnęła, uderza realizm, ujęcia z ręki powodują, że wczuwamy się w perspektywę bohatera. To co do cholery, gniot Pearl Harbor jest lepszy według Was??? Bo ma o dwie oceny wyżej...
Oba filmy są tragiczne, jednak w PH są chociaż efekty i ładne kobiety, ogólnie oprawa niczego sobie.
Czekaj uderzył cie realizm? Mówisz o tej legendarnej skarpecie użytej do zmylenia psów? Armi nie potrafiącej złapać osłabionego chłopa choć widzieli go ze śmigłowca? Wysysaniu mleka z cycka kobiety z dzieckiem w środku lasu i jej słodkiej drzemce w trakcie? Magicznym działaniu piły spalinowej na która wystarczy upaść żeby łańcuch wpadł w obroty (kto miał piłe w rekach ten wie o co chodzi). O spadających drzewach? Może o dobrej duchy kobiety która dała obcemu, uzbrojonemu mężczyźnie konia?
No gdzie ten realizm? Wciągnęła cie historia? ale jaka? Tam jedyną historią jest bieganie przez las.
A tu masz jedne z najlepszych zdjęć jakie widziałem. A nie czekaj, jak nie ma wybuchu, to nie ma sensu oglądać :D No ludzie, rozumiem, że źle reklamowano ten film, ale to nie wina reżysera, że nazwali go thriller'em/akcji :P
A czy ja zarzuciłem brak w tym czymś wybuchów? Ochłoń. Wyraźnie napisałem że oba filmy są słabe. PH jednak kogoś jest w stanie zadowolić, choćby dwunastolatka czy amerykańskiego widza. Ten film niczym się nie broni przecież. Jako dramat jest jeszcze gorszy niż jako film wojenny. Oceniłeś go na równi z czasem apokalipsy coppola'iego, to zakrawa o świętokradztwo.
Moje przeprosiny za zaszufladkowanie.
Bo patrzę na to pod innym kątem. Czas Apokalipsy jest genialną adaptacją Jądra ciemności Josepha Conrada (polecam przeczytać,ew. obejrzeć jeszcze Aguirre gniew boży) i najbardziej liczy się tam dla mnie przekaz. Sens książki bezbłędnie oddany. Tutaj mam za to film, który jest świetnie wykonany technicznie, a wszystko co potrzebne do jego interpretacji zostaje przekazane bez słów, sam obraz. I na tym polega genialność tego filmu. Niektóre filmy mają nieść konkretny przekaz, a ten poza komentarzem politycznym (osobiste poglądy reżysera) jest głównie skupiony na nowej konwencji filmu (wcześniej nie natrafiłem na żaden podobny, jak znasz to chętnie obejrzę ;) ). Niestety film wojenny kojarzony jest z filmami pokroju Szeregowiec Ryan, Wróg u Bram itp. A thriller/akcji to już pod Rambo i Szklaną pułapkę podchodzi. Poza tym większość osób nie jest chyba świadoma, że film o życiu w okupowanym mieście można sklasyfikować jako dramat/wojenny. I tego doinformowania, że to inny film, brakowało dla sporej części widzów :/
Po pierwsze to nie uważam żeby ludzie mieli problem z ogarnięciem filmu wojennego jako dramat. Po drugie to o jakim życiu w okupowanym mieście piszesz? Rozmawiamy o tym samym filmie? Po trzecie to co to za nową konwencja? Nie widziałes wcześniej filmu o uciekajacym facecie? Nie jestem człowiekiem któremu przeszkadzają szczegóły, małe nieścisłości, ale ten film jest tak przesiakniety absurdem że co chwilę lapalem się za głowę podczas seansu. Żadnych większych wartości artystycznych nie zarejestrowałem. Było kilka ładnych obrazków, ale właściwie nic po za nimi.
Konwencja filmu wojennego bez dialogu. To, że nic nie gadają. Kinematografia stałaby w miejscu gdyby reżyserzy nie próbowali niczego nowego. Część ludzi naprawdę poszła na ten film myśląc, że będzie sporo strzelaniny. Nie opisywałem też tego filmu jako życie w okupowanym mieście (rozumiem, że trochę tak wyszło, niestety orłem z pisania nie jestem), to miał być przykład, że istnieją inne filmy klasyfikowane jako wojenne gdzie czasem jest jedna/dwie sceny ze strzelaniną.
Uznałeś że film jest arcydziełem (10/10) bo nic w nim nie gadają? Naprawdę? I nie wydaje mi się żeby widzowie tego filmu obejrzeli go dla strzelanin. Ja na pewno nie, spodziewałem się że film na mnie poprostu zadziała, że coś mi przekażę lub, że chociaż będę się dobrze bawił poznając historie człowieka walczącego o przetrwanie. W zamian nie dostałem nic takiego, plus morze absurdów które nie przeszły by nawet w Rambo. Było kilka fajnych zdjęć, to prawda choć arcygenialnie też nie bylobyło, reszta tragiczna. Widz w żaden sponie utożsamia się z bohateram.
Nie gadają, a wszystko jest przekazane. Wszystko co chciał ukazać reżyser. I dlatego te zdjęcia są tutaj bardzo ważne i za to, że odgrywają w odpowiedni sposób tę rolę uważam je za genialne + mi się film podobał. Ten film pokazuje jak bardzo ktoś się myli, jeśli uważa, że trzeba wszystko powiedzieć. A niestety w większości filmów współczesnych tak to wygląda. Nie wystarczy scena, w której ktoś zobaczy np zdradzającą chłopaka/dziewczynę/żonę/męża. Musi się wyżalić iluś tam osobom. Musi powiedzieć, że nienawidzi i cała masa innych niepotrzebnych scen (chodzi mi o nadmierną ich ilość, bo jedna, to spoko, normalne, ale nie 5-6).
PS. Jako widz nie muszę czuć się bohaterem. Jako ludzie powinniśmy umieć obserwować świat i wyciągać wnioski bez przeżywania danych sytuacji. Przydatna umiejętność ;) No, ale to już kwestia po części gustu i filozofii życia.
Też sie zdziwiłem. Daję 7 bez zastanawiania, że mógłbym dać mniej. Film pod pewnymi względami genialny, odbierany wszystkimi zmysłami. Brakuje mu dynamiki cechującej współczesne kino i może to sie nie podoba statystycznemu widzowi.
niska ocena, gdyż zwyczajnie to największe g*wno jakie widziałem. Film nudny, przereklamowany, irytujący. Twórcy tej "produkcji" próbują stworzyć klimat smarzowskiego tj. poprzez obdarty, miejscami obrzydliwy obraz wywrzeć na odbiorcy jak największe wrażenie, przez co po filmie długo będzie o nim myślał i potraktuje go poważniej... Jednakże tutaj jest to po prostu źle zrobione pomijając, że sceneria może i wygląda jak Polska... tylko, że z początku XX wieku. Niestety to już standard, że nawet najgorszy chłam ze względu na pseudo artyzm i poprawność polityczną zostaje nagradzany. To właśnie te nagrody zmyliły mnie i pomyślałem, że to wartościowa produkcja.