Niby ciekawy pomysł, ale jakoś nie składa się ten film w spójną całość. Już na samym początku jest wspomnienie Thanosa - z Avengersów - więc wobec takich wydarzeń, jakie tutaj mamy - spodziewałbym się, że jedni i drudzy się spotkają. A tak się nie stało. Liczyłem, że może chłopak chinki jest Hulkiem, ale z końcówki bardziej mi by pasował do "potęgi posępnego czerepu" ;) Zamiast spotkania obu potęg, reżyser próbuje kleić jakąś akcję zupełnie ignorując (zasygnalizowane) istnienie Avengersów. Końcówka filmu sugeruje, że całość jest wstępem do czegoś więcej... Ale jednak trochę dziwny ten wstęp. Pomijam tutaj warstwę "technologiczną" - żadni Celestianie do zapalania Słońc nie są potrzebni, a już tym bardziej dysponujący śmiesznie małą energią (w porównaniu do słonecznej) - jakiejś planetki. I już tym bardziej o antopomorficznych kształtach ;) Powstawanie gwiazd jest dość dobrze opisane - fluktuacja gęstości materii międzygwiazdowej - grawitacyjna kondensacja - protogwiazda - zapłon reakcji jądrowych - gwiazda w ciągu głównym :)