Komedia urocza i zabawna, lekka i bezpretensjonalna. Dziecinnie naiwna, ale od początku jasne jest, że nie obędzie się bez sporej ilości absurdu i niemal bajkowej otoczki. Że za naiwnością stoi inteligencja i niemała wyobraźnia twórców. Podstawą jest humor sytuacyjny, a kolejne gagi są tu owocem efektu domino. Co zrobi jedna postać, to natychmiast wpływa na drugą i jej poczynania, a postaci (i zamieszania) tu naprawdę sporo. Jedna wielka komedia omyłek. Ewa brana jest za samobójczynię, by za chwilę uchodzić za prostytutkę, policjanci brani są za bandziorów, a bandziory za stróżów prawa. Do tego w słoiku pełnym kiszonych ogórków pływa sobie granat, który w każdej chwili może wybuchnąć. Trochę slapsticku, trochę satyry i autotematyczności, a gdzieniegdzie słychać echa nieśmiertelnego kina braci Marx. Dlaczego Polacy nie kręcą już takich komedii?
Bo teraz liczy się kasa, a kiedyś każdy scenariusz, czy tekst piosenki musiały sobą coś prezentować - byli ludzie którzy tego pilnowali. Obecnie w filmie flaki muszą bryzgać na 4 metry kwadratowe ściany, nie pozostawiając nic dla wyobraźni i inteligencji widza. Filmy talie jak "Ewa chce spać", "Nie lubię poniedziałku" i inne filmy p. Tadeusza Chmielewskiego, są genialnymi przykładami na artyzm starszego pokolenia filmowców.
przeuroczy film, tylko ten czas nieubłagany i żal, że tych aktorów już nie ma...
Minęło czternaście lat od Twojego wpisu, a w naszym kinie zmieniło się co prawda trochę na plus, ale niewiele. Wciąż za mało takich reżyserów jak Chmielewski, a za dużo Łepkowskiej. "Ewa chce spać" to popis inteligencji w dozowaniu widzowi humoru, pod płaszczykiem którego coś może się kryć, ale nie musi, bo to przecież mocno oniryczna historia, której swoją drogą też nie ma obecnie w polskim filmie.