Jednak można stworzyć letni blockbuster, który nie będzie obrażał inteligencji widza, przy którym widz nie będzie czuł się zażenowany miałkością fabuły i ogólnie pojętą schematycznością.
Bo "Ewolucja planety małp" to film nadzwyczaj mądry, z dobrym przesłaniem, przede wszystkim zaś- z ciekawie nakreślonym rysem psychologicznym bohaterów. Konflikt na linii człowiek- małpa, ale i człowiek- człowiek, a przede wszystkim: małpa- małpa jest nakreślony w ciekawy, a przede wszystkim niejednoznaczny sposób. Bohaterowie ewoluują (może stąd ten, dość mało logiczny, tytuł polskiej wersji), ale- co istotne- wszelkie zmiany w ich postawach i światopoglądach nie wynikają po prostu z "odfajkowania" przez scenarzystów kolejnych "punktów kontrolnych" fabuły- bohaterowie zmieniają się pod wpływem konkretnych wydarzeń i jest to absolutnie wiarygodne. Kolejny plus za odejście od stereotypowego przedstawienia głównego protagonisty i głównego antagonisty.
Co do aktorstwa- Oldman zagrał Oldmana, ale wielcy aktorzy mają to do siebie, że po prostu SĄ, a ich kreacja i tak jest świetna. Rola niewielka, jednak bardzo wiarygodnie przedstawiona, dodatkowo Gary ma w tym filmie świetną fryzurkę ;)
Jason Clarke zaliczył bardzo udany występ- cieszy znacząca rola w wysokobudżetowym filmie, może będzie mógł teraz liczyć na więcej, bo talent to on posiada.
Oczywiście całe show kradną postaci Caesara i Koby- co wiadome, Andy Serkis jest jak zwykle fenomenalny, chociaż na jakieś aktorskie nominacje pewnie nie ma szans.
Jeszcze słówko o kwestiach technicznych- efekty są FENOMENALNE, w przeciwieństwie do pierwszej części naprawdę można się zapomnieć, że nie są to żywe małpy ;)
No i muzyczka- może nie ma fantastycznego motywu przewodniego z pierwszej części, jednak klimat i tak jest zachowany- a to za sprawą utworów, które momentalnie przywołują na myśl klasyk z lat sześćdziesiątych.
"Ewolucja planety małp" jest świetnym dowodem na to, że gdy ma się jakiś koncept, można zrobić niegłupi, wciągający i wiarygodny pod względem psychologicznym film rozrywkowy, w którym efekty będą służyć fabule, a nie fabuła będzie pretekstem do ukazania kolejnego pierdyliarda pstrokatych efektów CGI.
Panie Cameron, ucz się pan, boś już stary człowiek- lepiej niech te nieszczęsne kontynuacje Avatara będą warte cokolwiek więcej niż marna pierwsza część, Sigourney Weaver na to zasługuje!
Jednak lepiej żeby się Camerona z takich zaledwie poprawnych, nie oferujących niczego ciekawego filmów nie uczył, bo jak dotąd każdy jeden z jego filmów oglądało się lepiej niż to.
Och, ktoś tu chyba zapomniał jak niesamowicie nudnym, przeciętnym, nieciekawym, schematycznym filmem było jego ostatnie "coś". Cameron skończył się na Titanicu.
AVatara widziałem w kinie i mam na półce wypasione wydanie blu z wersją rozszerzoną, za którą bez wahania dałem 150 zeta. Najnowsze małpki może kupię jak będą w jakiejś promocji za 30.
Poza tym najnowsze małpy są tak samo schematyczne i wtórne, ale w przeciwieństwie do Avatara dodatkowo przynudzają i nie mają żadnych asów w rękawie.
Przepraszam bardzo, ale muszę spytać, bo ciekawość nie da mi spokoju- jakiego niby asa w rękawie miał Avatar? Tylko błagam, jeśli jesteś z tych inteligentów, którzy twierdzą że ta śmieszna planetka to coś lepszego niż Ziemia i wgl ten śmieszny, 3-metrowy niebieski kot to ideał kobiety, nie odpisuj.
Ps, gratuluję wyrzucania w błoto pieniędzy, ja bym sobie po tak idiotycznym zakupie "bez wahania" palnął w łeb :)
No aha. A teraz idź sobie obejrzyj jakiś udający mądry film np Incepcję, żeby się jeszcze trochę dowartościować.
Tu nie chodzi o dowartościowanie się ale film oprócz oprawy wizualnej to dobrze by było gdyby mógł jeszcze zaoferować warstwę psychologiczną,bo tak dostajemy wydmuszkę akurat odnośnie Awatara to może nie jest wydmuszka bardziej "bajka"(zalatuje infantylnością)na szczęście z przesłaniem.
Avatar to jeden z najgorszych blockbusterów ostatnich lat - jedyne co w nim się udało to cała warstwa wizualna i koncepcja świata.
Kupiłem go na DVD i tylko raz obejrzałem, ale to ledwo, ledwo dałem radę...
Ewolucja Planety Małp moim zdaniem deklasuje "hit" Camerona... Tak, tak - deklasuje - to jest różnica klas.
A to, że ktoś bardziej ceni Avatara może wynikać z faktu, że wykreowany w nim świat bardziej trafia w jego gusta niż postapokalipsa z inteligentnymi małpami. A może winny jest też po części genetycznie zakorzeniony międzygatunkowy rasizm - tj. niechęć wobec naszych bliskich krewnych - małp ;)
Ta wypowiedź bardziej pasowałaby do Sir Ridleya Scotta - Avatara Camerona łyknąłem nawet bez odruchu wymiotnego - może nie majstersztyk fabularny, za wizualne arcydzieło z dość średniawym scenariuszem - ale to wystrczylo bym zaliczył 3 seansy w kinie 3D i kupił oryginał BD - Prometeusz zaś to czysta profanacja uniwersum Alien/Aliens (pozostałe części to niestety nie moja bajka) - film bez ładu i bez składu - braza dla inteligencji widza - żaluję pieniędzy wydanych a bilet do kina - na półce nie mam i miał nie będę nawet "pirata" z giełdy RTV za 5 plnz....
Co do Promka to oczywiście się zgadzam, chociaż tutaj Scott ponosi mniejszą winę- on tej błazenady nie napisał, on tylko ją zaakceptował ;) Ale gwałtu na Alienie i tak mu nie wybaczę!
Co do Avatara- zawsze uważałem, że za tę fuszerkę, jaką odstawił Cameron przy scenariuszu Avatara, to powinno mu się zagwarantować lobotomię- rany, może efekty były dobre, ale... Tak jak to było w wypadku Alicji Burtona- co mi po efektach, jak fabuła doprowadza mnie do rozpaczy? Zresztą przy tych dwóch produkcjach na literkę A dochodzi jeszcze istotny dla mnie fakt- kolorystyka była okropna- pstrokatość niczym w Batmanie i Robinie (którego zresztą nasz kolega Gieferg z całego serca nienawidzi).
OKI - o Avatara kopii kruszył nie będę - bo po prostu nie ma o co - ot wizualny majstersztyk (faktycznie w kinie Imax zbierałem wówczas szczenę z podłogi) z miałkim scenariuszem - choć kaleka który przenosi się w świat gdzie znów chodzi troszkę mnie wtedy ujął... - walczyłem trochę o niego przed laty, bo szczerze nie znoszę propagandówki, nie mającej nic wspólnego z realiami wojny i pracy sapera, jaką był potworek pt. Hurt locker, który zgarnął Oscara za najlepszy film - było to po prostu dla mnie totalne nieporozumienie...dzisiaj po paru latach nadal wolę Avatara pomimo wszystkich jego niezaprzeczalnych slabości...
P.S. drugiej planety małp jeszcze nie obejrzałem - pierwsza była b. dobra...
Obejrzałam film z przyjemnością ! choć można go spokojnie obejrzeć bez 3D... to nie są efekty na miarę "Grawitacji" ale jest treść , jest sens... i czekam na dalszy ciąg ! Avatar widziałam, zapomniałam ,zero emocji,przerost formy nad treścią. Wolę "Tańczącego z wilkami", ha ha
i Pocahontas! Nie zapomnij o Pocahontas :D
Tańczący z wilkami + Pocahontas= Avatar
ot, troszkę matematyki na lato ;)
No wiesz, z tego co mi wiadomo, to "Avatar" BYŁ wzorowany częściowo na "Tańczącym z wilkami", więc to nie jest przypadek tylko zabieg celowy.
No tak, podobnie zabiegiem celowym było splagiatowanie disnejowskiego arcydzieła:
http://metroparkusa.files.wordpress.com/2010/01/d6apf.jpg
a tego akurat nie wiedziałam ! chętnie o tym poczytam jeśli masz namiary na ten temat..
Wyczytałam to w jednym z licznych tematów na avatar.net.pl. Trudno mi teraz powiedzieć gdzie to dokłądnie było. Pamiętam tylko, że Cameron kiedyś tak przyznał.
Kolego, aż łezka się w oku zakręciła :) miło jest spotkać jeszcze kogoś na tym portalu kto ma po prostu DOBRY GUST i wie co warte jest obejrzenia. Dostrzegam te same pozytywy tego filmu. Geneza dała nadzieję na stworzenie tej historii w naprawdę dobrym stylu :) Ewolucja wyszła jeszcze lepiej i z niecierpliwością czekam na więcej!
Ten film dostał ode mnie taką samą ocenę co "Avatar" - 10/10. Prawdę mówiąc to najlepsze sceny w filmie, to te same sceny co właśnie w "Avatarze" mi się najbardziej spodobały - pokazanie jak żyją małpy (w tym drugim przypadku to Na'vi). Bardzo bym chciała jeszcze raz to obejrzeć!