Niestety, pierwsza część była wprowadzeniem i nakreśleniem bohaterów, zawierała sporo magii oraz takiego ciepłego, lekkiego humoru. W drugiej niby mamy te same postacie, ale scenarzyście nie wiedzą zupełnie, na kim się skupić, wprowadzają nowych bohaterów, przez co wszyscy obecni po prostu rozmywają się w nadmiarze scen i efektów. Ostatecznie do nikogo nie czujemy tak naprawdę większej sympatii, nikomu nie współczujemy, nikogo nie nienawidzimy. Gdzie są te tytułowe "zbrodnie Grindelwalda"? Gdzie to zagubienie Newta, ten jego nietypowy charakter? Gdzie ta magia pomiędzy postaciami? Szkoda, że zmarnowali ten potencjał. Po prostu połączenie magicznych zwierząt z poważnym wątkiem Dumbledore'a i Grindelwalda nie było przepisem na sukces. To do siebie nie pasuje. Nie zagrało.