rodzina, ach, rodzina.
z rodziną to się najlepiej wychodzi do kina.
trzy nowelki od dżarmusza:
pierwsza - dzieci odwiedzają ojca, ale nie mają o czym z nim gadać. druga - dzieci odwiedzają matkę, ale też nie mają o czym z nią gadać. trzecia - dzieci odwiedzają puste mieszkanie po ojcu i matce, z którymi nie mogą już w ogóle pogadać. a w każdym segmencie gesty i detale, powracające stale, w wariacjach i wspólnych rytuałach - w piciach wody, kolorach ubrania, zegarkach rolexach, zdjęciach, xiążkach i ich obczajkach, wręczanych prezentach, tych samych pytaniach i takich samych odpowiedziach, wreszcie smutnych pożegnaniach stanowiących gorzki i ironiczny kontrapunkt do wesołych pożegnań na zdjęciach.
w Kawie i Papierosach bohaterowi łatwiej było wyrzucić trzy razy po dwie szóstki pod rząd, niż naprawdę porozumieć się z siedzącym obok kolegą. najnowszy film dżarmusza czyni centralnym ten geścik, podnosi go do potęgi na prawie dwie godziny projekcji i rozciąga między pokoleniami.
więź tak zwana rodzicielska, widać wyraźnie zerwana - coś gdzieś poszło nie tak. pozostały pozory, puste formy grzecznościowe i mechanicznie powtarzane ceremonie, lecz istoty brak.
mówi się mało, a nawet nic zgoła, porozumieć się niepodobna. dużo ważniejsze od tego, co się mówi, jest to, czego się nie wypowiada. zawiesistość tej ciszy mówi więcej niż słowa. wszystko i rzecz wszelką przeszywa męczący i kłopotliwy, niekomfortowy brak.
moja mało oryginalna teoria jest taka: czas ulega zawieszeniu, rzeczywistość zwalnia na czas tej projekcji, podobnie jak zwalniają zagubione w myślokształtach światy bohaterów podczas podziwiania ulicznego tańca miejscowych deskorolkowców.
kiedy szedłem przed siebie, widziałem krótkie mgnienia piękna, ot i cała filozofija tak zwanego wytrącania.
fajnie, kiedy dostrzegasz je w świecie tudzież na filmach jakiegoś dżarmusza czy mekasa, lepiej - kiedy w rodzicach.
ps.
aha, byłbym zapomniał, zarzutów tak zwanego dziaderstwa kierowanych w stronę reżysera też zupełnie nie kumam. film jest wprawdzie staroświecki, ale dżarmusz stara się nadążać. oto na przykład w rozmowach o nas, przy telefonach (w ostatnich dniach tylko w kielcach) pojawiają się słowa takie jak "podcast" i "mgła postcovidowa", a nawet "mikrodozować".
no bardzo przepraszam, czy ktokolwiek kiedykolwiek słyszał te trzy słowa w jednym fabularnym filmie?
bo ja też nie.
Miałem okazję widzieć ten film i zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami! Myślę, że dla nowego pokolenia widzów Jarmusch może być postacią nieznaną, więc jego powolny i subtelny rodzaj narracji w pierwszym kontakcie może wydawać się "dziadkowy", ale ten reżyser nawet jako młodzieniec w takiej estetyce tworzył, więc trudno wymagać, by na starość zaczął robić dynamiczne filmy akcji. Podobnie nie rozumiem krytyki czerstwych dialogów, gdzie właśnie one miały być na maxa niezręczne.