Uwielbiam Fistaszki i oglądałem ten film w sumie z taryfą ulgową, ale jednak muszę trochę powybrzydzać. Bardzo bałem się jak wyjdzie ta komputerowa animacja. Nie jest najgorzej, ale to w gruncie rzeczy dlatego, że szczęśliwie postanowiono ocalić wiele z oryginalnych rysunków Schulza i sięgnięto w tym celu do środków animacji tradycyjnej. Stąd twarze postaci, a co za tym idzie ich mimika, animowano starą, dobrą kreską. Te smaczki pojawiają się jeszcze w paru innych momentach. Cieszy mnie, że nawiązano również w wielu miejscach do klasycznych animacji sprzed kilkudziesięciu lat (motyw muzyczny, głosy dorosłych etc.).
Pomysł na fabułę był nie najgorszy, lecz niestety zepsuli ją KOSZMARNYM dydaktycznym zakończeniem! A przecież czego, jak czego, ale smrodu dydaktycznego Fistaszki nie znoszą. Tego nie mogę wybaczyć!
Jest tu parę świetnych scen i gagów, ale też sporo zupełnie nieudanych. Do nich zaliczam sekwencje ze Snoopym i Czerwonym Baronem. Było ich zbyt wiele, a poza tym są one długie i nudne oraz mało zabawne. Odnoszę wrażenie, że stworzono je tylko pod efekty 3D, bez których dziś nie można sobie niestety w USA wyobrazić filmu dla dzieci.
Summa summarum, najlepsze w filmie są wszystkie te elementy, które zostały ocalone z historyjek obrazkowych oraz starych animacji, a to, co skrojone zostało pod oczekiwania dzisiejszych producentów, studiów filmowych i rodziców (komputerowa animacja, efekty 3D i dydaktyzm) mocno zaszkodziło całości.