Nakręcona przez Oliveire w wieku 72 lat, "Francisca" jest częścią jego tetralogii o frustrowanej miłości i faktycznie tak to wygląda na ekranie. Bardzo ponury i wystudiowany, opowiada historię miłości dwóch przyjaciół do córki angielskiego oficera, która odrzucając uczucia młodego pisarza dla bogatego arystokraty, sprowadza swoje życie do wielkiego cierpienia. Bez wątpienia oglądanie tego rzadko spotykanego dzieła jest wydarzeniem niezwykłym samym w sobie ze względu na jego styl. Ogromne przywiązanie do tekstu reżysera obfituje w niesamowity sposób, jaki aktorzy go wylewają hektolitrami na widza (wprost do kamery) i ich prawie całkowita beznamiętność. Akcja rozgrywa się zazwyczaj w dużych pomieszczeniach, które potęgują uczucie pustki. Jakby nie patrzeć, emocjonalna powściągliwość filmu jest plusem i minusem zarazem. Chciałbym go jeszcze raz obejrzeć, ale z polskimi napisami, bo niestety musiałem na szybkiego przetłumaczyć z hiszpańskiego na angielski w google, co zaowocowało mocnym wysiłkiem, by zdania poukładać w sensowną całość podczas oglądania. Na pewno jednak na pierwszym miejscu do obejrzenia jest u mnie inny film Manoela, "Amor De Perdicao", co graniczy z cudem niestety. Ten film na pewno rozbudził mój apetyt, bo blisko mu do miana arcydzieła, które może bardziej admiruje niż adoruje, ale i takie filmy są potrzebne.