Fabuła wydaje się ciekawa jak również pomysł starcia dwóch kultowych bestii czarno-białego horroru, jednak niestety tylko wydaje się. Tak naprawdę jest prosta aż do bólu, monstrum pałęta się gdzieś w tle znów nie umiejąc mówić, będąc tylko wyblakłym cieniem kształtu nadanego mu w filmach Jamesa Whale'a, jedynie w końcówce włączając się do akcji, w pojedynku, który pozostawia sporo do życzenia, nawet jak na czas realizacji filmu. Mamy też kilka dziur w fabule (m.in. Maleva w pewnym momencie znika - jest cały czas obecna po czym nagle już jej nie uświadczymy, nie wiadomo czemu). Mimo całego mojego psioczenia na film, nie jest on jednak aż taki zły, ogląda się go szybko, bez zmrużenia okiem, można go nawet potraktować jako klasykę i prekursora modnych jakiś czas temu pojedynków filmowych gigantów (vide "Alien vs Predator", który jest strasznym gniotem i do pięt nie dorasta spotkaniu potworów Universala). Dlatego też polecam ten film po obejrzeniu wcześniejszych klasyków z głównymi bohaterami tej produkcji, jednak nie spodziewajcie się po nim czegoś genialnego, można przy nim tylko w miarę przyjemnie spędzić czas.
Zgadzam się z kolegą. Szkoda tylko, że dopiero po obejrzeniu filmu, dzięki filmwebowi, dowiedziałem się kogo gra Lugosi. Szkoda, że nie wykorzystano talentu Beli. W końcu jest to spotkanie na miarę Lugosi-Karloff. Jeżeli chodzi o postać potwora to jest to spory krok w tył. Wiadomo, że w genialnej "Narzeczonej Frankensteina" nauczył się mówić i chyba nie zagalopuje się sformułowanie, że i myśleć. Jednak jeżeli chodzi o postać wilkołaka to myślę, że po prostu jest to ciekawa kontynuacja. Myślę, że gdyby wyciąć potwora i zmienić kilka szczegółów to byśmy chwalili to jako genialny "Powrót Wilkołaka".
ps. Wie ktoś może czy w jakimś filmie wystąpili jednocześnie Lugosi, Karloff i Chaney jr.??
Zapomniałem też wspomnieć o małej rólce Dwight Frye, którego pamiętamy jako pomocników Draculi i dr Frankensteina.
Lugosi jako Igor spotkał się z monstrum dra Frankensteina dwa razy, a że wsadzili mu mózg do ciała stwora, to nie dziwi, że teraz monstrum jest trochę zmieszane (i grane przez Belę), w końcu po filmie "Duch Frankensteina" wymieniono mu preparat odpowiadający za myślenie. Oczywiście wszystkie te późniejsze perypetie są niezbyt udanymi próbami kontynuacji historii legendy, i tak monstrum broniło się przed nieudanymi produkcjami dłużej niż kontynuacje Draculi.
Wilkołak moim zdaniem zaczyna trochę nużyć, jeszcze niekoniecznie tutaj, ale jego powtórki z rozrywki w "Domu Frankensteina" (Karfloff i Chaney jr razem) i "Domu Draculi", gdzie Chaney jr wciąż odgrywa tę samą rolę są już nieco irytujące.
Dwighta Frye polecam do obejrzenia w horrorze "The Vampire Bat" (1933), gdzie ponownie gra wariata, ale tym razem jakoś bardziej zapada w pamięć. Swoją drogą Chaney jr w "Synie Draculi" zagrał tytułowego syna Beli.
Niby masz rację, ale już w "Synie Frankensteina" monstrum traci umiejętność mowy i rozumowania. Rozwój potwora cofa się do okresu z pierwszej części.
Tak, zgadzam się, "Syn" to jest ekstremalny i nieuzasadniony krok w tył w kreacji monstrum, jest nawet gorzej niż w pierwszej części. "Duch" i reszta to ciągnięcie nieudanego pomysłu, który zyskuje trochę uzasadnienia w zabawie późniejszej mózgami. Chodziło mi właśnie o to, że w spotkaniu z Wilkołakiem jest nieco 'wytłumaczone' dlaczego teraz monstrum znów jest nierozumne (swoją drogą, to jak zmieniono mu mózg, to chyba nie jest już to samo monstrum). Oczywiście wszystko to nielogiczne i nieudane, oraz niepotrzebne. Powinni rozwijać postać istoty dra F., a nie tworzyć pałętającego się w tle stwora a'la zombie.