PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30428}

Frida

2002
7,5 86 tys. ocen
7,5 10 1 85569
7,2 34 krytyków
Frida
powrót do forum filmu Frida

Troszeczkę się zawiodałam, ale tylko troszeczkę :)
Jest to po prostu dobrze zrobiony film biograficzny, z naprawdę znakomitą obsadą - Salma jest niesamowita, zresztą nie tylko ona, partnerujący jej Molina także pokazała na co go stać, no i pozostali aktorzy, których oglądamy na ekranie niestety tylko w epizodach - świetny Rush, dobry Norton, Banderas i Ashley Judd. Oprócz obsady świetna muzyka, przepiękna scenografia i zdjęcia. Warto ten film zobaczyć to nie ulega wątpliwości, muszę przyznać, że mnie jakoś specjalnie nie poruszył ale z drugiej strony zachwycił wizulanie.

ocenił(a) film na 8
gonia

Viva Frida!
Całkowicie podzielam Twoje wrażenia i również muszę przyznać że film mnie lekko rozczarował. Jednak równocześnie zupełnie zachwyciła i dogłębnie poruszyła mnie Salma Hayek jako Frida, w naprawdę trudnej roli opowiadającej o wspaniałej kobiecie, jaką z całą pewnością była Frida Kahlo. Bo jest rzeczą wyjątkowo trudną i wymagającą wielkiej odwagi aby spróbować zmierzyć się z prawdziwą legendą. Chociaż nie wiem i nigdy nie dowiem się jaka naprawdę była Frida, to jednak mogę spróbować ją sobie wyobrazić właśnie dzięki porywającej kreacji Hayek. Frida to w jej ujęciu kobieta pełna ogromnej pasji, twórczej niezależności i oryginalności, zawsze zachowująca własny, odrębny i niepodrabialny styl, jednocześnie odczuwająca wszystkie blaski i cienie życia, raz przynoszącego radość i spełnienie, innym razem porażającego niekończącym się ogromnym cierpieniem z powodu prześladującej jej choroby oraz burzliwego związku z Diego Riverą. Jednak te wszystkie przeciwności z którymi musiała się nieustannie zmierzyć sprawiły, że całe jej życie było z całą pewnością barwne i niezwykłe, tak jak wszystkie malowane przez nią wspaniałe obrazy, raz wyrażające szczęściei piękno, innym razem pełne bólu i przeszywającego cierpienia.

Oprócz postaci Fridy największe wrażenie zrobiła na mnie wyjątkowo plastyczna i realistyczna scena wypadku, który zaważył na całym jej życiu oraz fantastyczna, pełna ogromnej zmysłowości totalnie elektryzująca scena tańca Fridy z Tiną, stając się dla mnie w pewnym sensie podkreśleniem wszystkich cech Fridy, wielkiej pasji i miłości obecnych we wszystkim co robiła i w każdym niezwykłym obrazie który namalowała.

ocenił(a) film na 7
cherry

"Frida" bez Salmy
Też dodam, że film mnie rozczarował i bardzo wiele w tym winy Salmy Hayek, która nie zagrała na najwyższym poziomie jeśli chodzi o aktorstwo wogóle, ale uważam, ze to, jak dotychczas, najlepsza jej rola. Nie wiem czy to ograniczona mimika, czy coś innego sprawiły, że w postać Fridy widziałbym, nawet, zupełnie kogoś nieznanego (oczywiście pod warunkiem, że zagrałby tak jak Salma). Duza zasługa przypada koncepcji jaką przyjęto na narracje - obrazowość, gdzie wystarczyło, że salma jest tylko odziana w kolejny kolorowy kostiumik, a potem: PSTRYK !! - mamy zdjęcie. Obrazowość jest naprawde godna pochwały, ale wyprana ze wszystkich emocji, ktore w dialogach są (jak to bywa w Hollywood) wyłożone na stół - tak żeby każdy zrozumiał. Mimo to film warty zobaczenia, ale niestety całą otoczkę szczęścia-nieszczęścia trzeba dopowiedzieć sobie samemu, bo film tylko PSTRYKA.

P.S. Wole obrazy Kahlo, ktore dopiero ukazują jak musiało być ciężko.

ocenił(a) film na 8
Morolg

Być jak Frida
Po Twoim komentarzu z całej siły próbowałam sobie wyobrazić zupełnie inną aktorkę w roli Fridy i szczerze mówiąc najbardziej do tej roli pasuje mi właśnie Hayek. Moim zdaniem to przede wszystkim dzięki roli Salmy broni się cały film, z jej ognistą żywiołowością, pasją i meksykańską duszą, która pozwoliła jej na głębsze wczucie się w naprawdę trudną do odegrania rolę. Choć nie wiem jaka była prawdziwa Frida Kahlo, to dzięki roli Hayek mogę sobie spróbować wyobrazić tą niezwykłą kobietę pełną temperamentu i twórczej odrębności. Chociaż z drugiej strony filmowa Frida jest przedstawiona z perspektywy Salmy, która właśnie tak wyobrażała sobie jej postać i to co widzimy na ekranie jest tylko i wyłącznie wynikiem jej interpretacji. Być może też prawdziwa Frida Kahlo była zupełnie inna? Jednak jakiekolwiek by tu nie snuć domysły i przypuszczenia, to zgadzam się z Tobą, że najwięcej o postaci wspaniałej malarki mówią wszystkie jej oryginalne obrazy. Myślę, że to właśnie one choć trochę odsłaniają niezwykłą osobowość Fridy oraz pokazują jej życie przepełnione zarówno szczęściem jak i niewyobrażalnym cierpieniem. Bo czy nie jest prawdą, że w sztuce odbija się prawdziwa dusza artysty który ją tworzy.

Jest jeszcze jedna rzecz która do mnie przemówiła w filmie, który jako całość zdecydowanie bardziej mnie rozczarował niż zachwycił. Oprócz samej postaci Fridy w ujęciu Hayek, niesamowicie zrealizowanej, pełnej symboliki, poprószonej złotem sceny wypadku który zaważył na całym życiu malarki oraz mojej ulubionej, wyzwolonej i pełnej dzikiej drapieżności sceny tańca, to co równie mocno utkwiło mi w pamięci po wyjściu z kina to niektóre świetnie napisane dialogi, które moim zdaniem jeszcze mocniej ubarwiły film nadając mu o wiele bardziej interesujący wydźwięk jak na przykład pytanie Fridy skierowane do ojca 'Co najbardziej liczy się w małżeństwie? Krótka pamięć. Dlaczego więc się ożeniłeś? Nie pamiętam'. Podobały mi się zwłaszcza wszystkie niesamowite potyczki słowne Fridy z Diego, przepełnione prawdziwą ironią oraz humorem jak na przykład 'Jestem psychologicznie niezdolny do wierności' czy też jedno ze stwierdzeń Rivery 'Wolę mieć inteligentnego wroga niż niemądrego przyjaciela'. Jeśli prawdziwy Diego Rivera był choć w połowie podobny do postaci którą fantastycznie wykreował na ekranie Alfred Molina, to wcale nie jestem zdziwiona ogromną fascynacją i szaleństwem Fridy na jego punkcie, pomimo wszystkich zdrad oraz innych cierpień, które jej przez całe życie przysparzał. Ich związek zdawał się być na tyle intensywny i pełen ogromnej pasji, że nie mogli żyć ani ze sobą ani bez siebie. Ale może właśnie dzięki tym wszystkim zawirowaniom oraz sprzecznościom tak naprawdę się nawzajem dopełniali i mimo wszystko zawsze do siebie wracali ? Może w tym właśnie tkwi recepta na udany związek? Co o tym sądzisz?

ocenił(a) film na 7
cherry

Być jak Diego i Frida
Odnośnie Salmy to już się wypowiedziałem i jakoś zdania nie potrafię zmienić. Być może dlatego, że nigdy nie dowiemy się jak było naprawde, każdy ma o niej swoje wyobrażenie i każdy widzi w niej coś innego. Uważam to za duży plus, że każdy widzi w tobie to co sam chce dostrzec oraz przyjmuje twoją osobowość jako wielką tajemnicę, którą chce się nieustannie zgłębiać, niekoniecznie oczekując odkrycie jej istoty. I tak jest z jej obrazami, w których każdy widzi co innego, a za każdym razem odkrywa coś nowego. Myślę, że to jest prawdziwa, nieprzemijająca siła sztuki. A jeżeli siła sztuki, to i samej autorki. W tym wapadku nie można rozdzielać twórcy od dzieła, bo razem stanowią całość.

Scena (obraz !!), w którym Frida ulega wypadkowi, gdzie złoto miesza się z krwią jest chyba najpiękniejszym połączeniem uczuć, ktore do końca życia nie opuszczały tej niezwyklej duszy - cierpienie i piękno.

Bardziej przekonująco wypadł wspomniany przez Ciebie Alfred Molina, który nadał swojej postaci niezwykłej siły, aury, która przyciągała kobiety (albo go do nich). Przeciwieństwem jego postaci był Charlie Kaufman (Nicolas Cage) w "Adaptacji", który uważał, że kobiety lecą tylko na muskulature ciała, ładną fryzyre czy opalenizne. Natomiast Diego Rivera w wykonaniu Molina to człowiek, który znał siebie, tolerował swoje słabości i wady jako cząstkę swego człowieczeństwa i myślę, że dlatego potrafił być szczęśliwy. Można teraz powiedzieć, że szczęście w jego rozumieniu to egoizm. Jednak szczęście ma wiele odcieni, podobnie jak cierpienie, którego zaznał wspólnie z Fridą. Ta ich nieszablonowość osobowa musiała zaowocować czymś ekspresyjnym, pełnym sprzecznych uczuć, ale czy to nie jest piękne? Większość małżeństw próbuje się zmieniać pod wpływem partnera, żeby tylko jeden drugiemu dogodzić i sprawić przyjemność - jak to Tina ujęła w swoim toaście: "W najlepszym wypadku mamy złudzenie szczęścia (...) nie mają pojęcia jak żałosnymi się stają", chyba że zdają sobie sprawe, że akt małżeński nic w ich życiu nie zmieni, bo jest tylko kolejnym świstkiem papieru dla urzędników. Diego i Frida zdecydowanie należeli to tej grupy ludzi, ktorzy nie potrzebują podobnego zaświadczenia o ich miłości. Ich związek był bardzo bużliwy, a zarazem pełen miłości. Na twoje pytanie czy w tym tkwi recepta na udany związek, odpowiem niejednoznacznie. Trudno mówić o "udanym związku" na przykładzie Fridy i Diego. Trzeba by sobie wytłumaczyć czym jest wogóle "udany związek", ale to tak jakby mówić o gustach i guścikach. Jednego nie można jednak odmówić Fridzie i Diego: ich miłość była wyjątkowa, bo prawdziwie spełniona, pełna ognia namiętności i gorzkiego cierpienia. Tylko tacy ludzie mogą powiedzieć: "Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce...a napewno nie miłość".

ocenił(a) film na 8
Morolg

O tym jak Gołębica poślubiła Słonia...
Jak powiedziała Frida do Diego 'Byłeś moim towarzyszem, artystą, najlepszym przyjacielem, ale nigdy nie byłeś moim mężem'.
W tych mocnych słowach zamyka się moim zdaniem istota całkowicie niekonwencjonalnego i wyjątkowego związku tych dwóch niespokojnych artystów i niepokornych dusz. Ich małżeństwo niczym ogień i woda przypominało prawdziwą walką, gorzkie i bolesne zdrady przeplatały się z radością powrotów, szczęście z bólem, a śmiech ze łzami. I choć rzeczywiście trudno mówić w ich przypadku o tzw. 'udanym związku', to jednak mogli o sobie powiedzieć, jak to doskonale ująłeś, 'jestem człowiekiem i nic co ludzkie mi obce nie jest' . Bo nawet mimo wielu, zresztą obustronnych zdrad oraz cierpienia, które nawzajem sobie zadawali, to ich związek zdołał jednak przetrwać, co nie udaje się czasem nawet najszczęśliwszym małżeństwom. I moim zdaniem to właśnie sprawia że ich uczucie było czymś niepowtarzalnym, oryginalnym i z całą pewnością pięknym. Razem pokazali że miłość nie podlega żadnym możliwym definicjom, wychodzi poza wszelkie ramy i łamie wszystkie możliwe reguły. Przede wszystkim jednak pokazali co tak naprawdę znaczy żyć w pełni 'głęboko, prawdziwie, do szaleństwa'!

ocenił(a) film na 7
cherry

Dobrze, że mamy wyobraźnie
Czytając nasze komentarze odnosze wrażenie jakby film urósł w moich oczach. Siła słowa jest nieobliczalna ;)) i podobnie jak film potrafi niesamowicie wyostrzyć wyobraźnie. Krzepiące jest to, że tworzy się jeszcze filmy z pasją i nawet jeśli same nie okażą się dziełem ponadprzeciętnym to potrafią zawrzeć w sobie tą małą cząstkę, która cieszy zmysły czy umysł. Krzepiące jest również to, że są jeszcze ludzie, ktorzy tą cząstke potrafią dostrzec.