Oglądałem ten film w ubiegłym tygodniu. Mam takie same odczucia jak większość dyskutantów.Film dobry ciepły refleksyjny. Muszę jednak przyznać że wyszedłem z niego smutny. Wszystko dookoła było szare. Takie właśnie jest życie.
mam nadzieję, ze śmierć jest radosna...
Życie Fridy bylo kolorowe... I choć cierpiała, czy na własne życzenie, czy przez innych, to przecież kochała życie ...pozostawiła po sobie piekne obrazy i legendę, która nigdy nie umrze...nieprawdaż? A świat? Tylko po takich filmach wydaje się szary...Każdy ma własne kolory, którymi go ubarwia...Tak jak niebieska ściana domu Fridy:)
tytuł
Tytuł Twojego komentarza wstrząsnął mną. Dalej okazało się radśniej. Pięknie to wszystko ujęłaś. Masz fantazję!!!. Chwała Ci za to. Pozdrawiam.
ten tytuł
tytuł tego komentarza to po prostu ostatnie zdanie w filmie jakie wypowiada Frida "Mam nadzieję, że śmierć jest radosna i nigdy tu nie wrócę"
wiem
Wiem z autopsji, ale to uderza. Chociaż można traktować tę myśl jako wprowadzenie do czegoś nowego niezabardzo objętego ludzkim umysłem. Pozdrawiam.
"wstaw jakiś cytat:):):)"
Cieszę się, że Ci sie podobał. Ten film był dla mnie naprawdę szczególnym i silnym doznaniem. Oglądałam go dwa razy w kinie( a rzadko iglądam cos dwa razy w kinie.:):))...Napisalam recenzje...Podobno dobrą, poszla dalej:P...Uważam, że ten obraz jest naprawde niesamowity....
Cieszę się, że mój komentarz nie pozostał bez echa:)...No i ten tytuł:):)
cytat
Z tym cytatem to u mnie rzecz wręcz niemożliwa. Nigdy nie pamiętam, chociaż wiem jaka jest istota rzeczy. Pozdrawiam.
a może....
A może by tak : jesteśmy samotni w cierpieniu? Jakoś mi te słowa wypowiedziane przez Trockiego zapadły w pamięc...I chyba się z tym zgadzam, niestety....
niestety
Tak, słowa te są tak oczywiste że nie podlegają dyskusji. Najgorsze w tym wszystkim jest to że przekładają się na dzisiejszą rzeczywistość. I co jest wreszcie w tym wszystkim optymistycznego ? Chyba nie śmierć ani cierpienie w samotności. Pozostaje tylko wyciągać wnioski aby potem znaleźć sposób na ominięcie złych splotów przypadków. Mimo to z optymistycznym dla Ciebie pozdrowieniem. J.Z.
optymizm...na pewno:)
Zgadzam się w całej rozciągłości, no może w prawie całej:)...Ale to tylko potwierdza moje twierdzenie, że Frida to film pnadczasowy, który będzie trwać w nas, tych, którzy go oglądali i którzy cos z niego wynieśli. Jest to tak prawdziwy, tak przejmujący obraz, że z pewnością przejdzie do historii...Zgadzasz się?
a złe sploty przypadków? Cóz, na pewno będą i z pewnością, jesli nawet któreś uda nam się ominąc, to innych nie dostrzeżemy i...tu będzie tkwić nasza mądrość...Co nas nie zabije, to nas wzmocni...Pozdrawiam serdecznie, mcmisia:)
na pewmo
Na pewno masz rację.Zgadzam się całkowicie że to jest film ponadczasowy. Twoje przemyślenia na temat Fridy są tak szczere i mądre że tylko pozazdrościć. Jest to bardzo pozytywny objaw wpływania sztuki na wrażliwość człowieka. Najważniejsze jest to aby wyciągać właściwe wnioski i później umieć je zastosować w swoim własnym życiu. Wydaje mi się, a nawet jestem pewny, że Ty to potrafisz. Pozdrawiam.
oj, ale głaski:)
MIło mi, że zgadzasz się z moimi opiniami. Tak naprawdę Frida, to jeden z najlepszych filmów jaki ostatnio widziałam...Bardzo rózni się, co prawda od ksiązki, ta czytałam po filmie...Nie wiem, czy czytałeś...W każdym razie jest tam przestawiona zupełnie ibnna osoba...Nie wiem..W przeciwienstwie do filmu zupełnie nie czuje ksiązki...Narratorką jest siostra Fridy. Za wszelką cene próbuje udowodnić, że jej życie równiez bylo ciekawe, a to nie za ddobrze robi ksiązce...Cóz...
Cieszę, że masz takie pozytywne odczucia co do mojej osoby...Mam nadzieję, że nadal będziemy wymieniac poglądy...Pozdrowienia, mcmisia:)
nie czytałem
Nie czytałem książki ale postaram się ją zdobyć. Obecnie czytam "Godziny", Jeszcze nic nie umiem powiedzieć o niej. Ekranizacja sztuki pisanej zawsze (prawie) odbiega od pierwowzoru. Czytając np.: Pianistę miałem mieszane odczucia a wręcz nie podobał mi się. Natomiast film, co zresztą widać po deszczu nagród okazał się być wspaniałym.Zresztą na tą tezę mamy bardzo wiele przykładów. Pozdrawiam.
tak...
Na polskim rynku dostępna jest tylko ksiązka Barbary Mujjici Frida. Niestety, nie jest to ta ksiązka, na której został oparty film. Tamta napisał jakis Harrera, Herrara, czy jakos tak;p...Choc, kiedy przeczytałam, to się zdziwiłam...Nie wiedziałam, że ksiązka może sią az tak róznic od filmu, co prawda, to nie ta, ale cóz...Jest ....zupełnie inna...Zreszta, kiedy przeczytasz, zrozumiesz, o co mi chodzi:)
re.: tak
To zmienia trochę postać rzeczy. Myślę że na naszym rynku powinna ukazać się niedługo ta właściwa książka. Wydawcy czują popyt i napewno coś zrobią Przecież u nas już pełna komercja. Pozdrawiam
tytuł
Przeraził mnie ten tytuł. Potem było lepiej. Pięknie to wszystko ujęłaś!!! Masz fantazję !!! Chwała Ci za to. Pozdrawiam.
Kolorowa była "Frida"
...ale czy życie malarki? Prędzej bym powiedział, że jej życie przypominało dokładnie to co widzimy wychodząc z kina: szarość. Jednak to obrazy pokazywaly jej wnetrze (niezwykle kolorowe!!), a rzeczywistość tylko je...przyćmiewała również kolorkowością, ale niestety narzuconą przez twórców. Jak pięknie by wyglądały obrazy oparte np. o stary czarno-brązowy spróchniały filar w akademii. Może dlatego nie czuje się na końcu tego smutku tak bardzo jak by się chciało.
na pewno...
Kolorowy film można zrobić i nie stanowi to najmniejszego problemy dla artystów, reżyserów oraz innych ludzi, związanych z filmem (wybacz ogólniki...)...Ale cały sens polega na tym, żeby ta barwa nie była sztuczna, żeby można było się w niej zatracić(nie wiem, czy pisze w miarę jasno;p...)...A życie Fridy?Na pewno było kolorowe, smutne, to fakt, raniące, owszem, ale na pewno kolorowe....A jesli chodzi o smutek na końcu... wydaje mi się, że kolorowatośc jeszcze bardziej go podkreśla....
Mam nadzieje, ze nie koloryzuje
Nie wiem czy tak łatwo sprostać osiągnięciu takich kolorów jak we "Fridzie". Widać, że twórcy próbowali przenieść świat obrazów Fridy do rzeczywistości jednak czy nie przedobrzyli z kolorkowatością? :)) Nie ma w tym wszystkim dystansu do rzeczywistości, jej wyrazistości (szarości), na której tle obrazy zyskałyby na sile....chociaz teraz dochdze do wniosku, ze to jednak plus. W koncu artysta ma w sobie ten problem, ze moze sie zatracic. Niestety nie był to świat pokazany oczami Fridy tylko o Fridzie, a myślę, że to róznica. Życie Fridy, nie przecze, było kontrowersyjne, ale czy nie zostalo w niewlasciwy (hollywoodzki) sposob wykorzystane? Samo jej życie aż sie prosi o realizacje filmu. Dziwne, że dopiero teraz postanowiono to przedstawić. I tu powstaje kolejny problem, poniewać uważam, że twórcy bardziej skupiają sie na jej "zyciowej pikanterii" niz na samym malarstwie (dlaczego tych obrazów bylo tak mało??!!). Uważam, wiec "Fride" za amerykańską biografię przesiąkniętą tym co typowo hollywodzkie - warstwa wizualna przyslania scenariusz (pełnym wątków nad którymi nie panowano): chec zrobienia romansu, dramatu osobistego i politycznego ze sztuką surrealistyczną. Twórcy przedobrzyli, przez co nie potrafili sie skupic na jednym wątku, popadając, niestety, w banały i ograne schematy. Trudno by mi było teraz po seansie (a co dopiero później) przytoczyć jakąś oryginalną myśl odnośnie kazdego z wątków, poniewaz nie ma oczym dyskutować. A o obrazach wręcz przeciwnie - bardzo podobał mi się ten ze stopami w wannie = przepełniony symboliką ;))
P.S. Zakończenie nie mogło być inne (tzn. bardziej czy mniej smutne) ponieważ w tym wypadku postanowiono całkowicie wykorzystać malarskość obrazów, które same w sobie posiadają tą niezwykłą, magnetyczną, choć ponurą siłę. I dobrze, że tak zrobiono - tu wszystko było na swoim miejscu.
hmmmm:)
Cóż...nie zgadzam się z Tobą, jeśli chodzi o całkowity oddzwięk Hollywood...Owszem, po obejrzeniu Fridy też zastanawiałam się, dlaczego w filmie postawiono nacisk właściwie tylko na zycie osobiste, a konkretnie miłostki i miłości...Ale póxniej przeczytałam ksiązkę i już wiedziałam, dlaczego...Poniewaz jej życie takie było. Stawiała na pierwszym miejscu miłość ( choć chciała byc zawsze w centrum uwagi, to fakt, czasami także unieszczęsliwiała innych, żeby tylko być w środku...)...Rzeczywiście, zgadzam się, wszystko było podane jak na tacy, jak powiedziął kiedyś Johnny Deep, Hollywood zaniedbuje widza, traktuje go jak półgłowka...Wszystko musi do końca dopowiedziane..Tutaj też tak było i to fakt, nie było o czym dyskutowac...ale ten film się po prostu oglądało...Podziwiało, patrzyło z róznych stron...Tak samo jak obrazy Fridy ożywały, tak jej historia ożywa na nowo i indywidualnie w każdym z nas...:)
P.S. Mnie najbardziej podobały się Dwie Fridy oraz ta sukienka wywieszona na tle wszystkiego;p....
znów subiektywnie....
Oglądałem ten film od poczatku z ogromna uwagą, Fridy wcześniej nie znałem, więc jej życie było dla mnie nowością, przez co byłem zaskakiwany niemal co chwilę.... Niestety wszystko prysło w pewnym momencie.... Niestety wtargnęła do filmu moje osobiste poczucie honoru, przykro mi ale nie mogłem pogodzić się z faktem że wróciła do swojego męża po tym jak spał z jej siostrą.... Było to dla mnie przekroczeniem granicy.... Właśnie wtedy przestałem się zachwycac Fridą, a zacząłem filmem.... Wspaniałe zakończenie, przepiękne motywy surrealistyczne.... polecam...
ciekawe
Ciekawe masz odczucia na temat tego filmu. Wyciągnąłeś jak najbardziej właściwy wniosek oglądając już tylko film nie zajmując się aż tak bardzo Fridą. Ale w sumie jest to wg. mnie bardzo dobry film. Pozdrawiam
późno odpowiedź...
Cóż, nie mogłeś zrozumieć, dlaczego wróciła do męża po tym, jak on spał z jej siostrą...Niewykluczone, żę tak bardzo go kochała, że nie mogła bez niego zyć...Ale istnieje też inna możliwość...Czytałam ksiązkę...I mogło być tez tak, przyjamniej w moim odczuciu, że Frida musiała miec zawsze przy sobie kogos, kto by sie nia opiekował, zajmował...nie, nie była mamicórka, ani nic w tym stylu...Ona musiała zawsze byc w centrum zainteresowania...Tylko film jej taiej nie ukazuje...To moje refleksja po przeczytaniu ksiązki, która bardzo, ale to bardzo różni sie od filmu....
Nie miałem okazji czytać
Moje odczucia były oparte na filmie i tylko filmie, nie oceniam Fridy poniewaz nie mam do tego prawa... nie czytałem książki, nie badałem biografi, więc nie traktuj moich wcześniejszych wypowiedzi jako oceny postaci realnej. Tymniemniej bardzo dziękuję za oświecenie... pa pa
Małżeństwo, a miłość
Małżeństwo to umowa (czyt. odpowiednie porozumienie) między dwoma osobami. Mnie nie zdziwiło, że Frida przymykała oczy na cielesne zdrady męża, bo o tym wiedziala. Oczekiwała tylko lojalności. Nie otrzymała jej, ale to nie znaczy, ze przestanie go kochać. Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że zdrada może być jedyną deską ratunku jeśli chodzi o rozpadające sie małżeństwo?
zdrada cd
Przykro mi ale nie rozumiem dokładnie pytania.... moim zdaniem zdrada jest dosyć niebezpieczną sprawą, ponieważ to fakt uczucie może paradoksalnie zostać odbudowane, ale z drugiej stroby zdrada wciaga, i zdarza się sytuacja ze jeden raz to dopiero początek. Ona zdradę akceptowała, w porządku, ale to co nastapiło w jego pracowni było dla mnie przesadą. W takiej konfrontacji postawił bym godność ponad miłością ponieważ nie mógł bym więcej takiej osobie zaufać, nigdy. see ya
Miłość i zdrada
Chodziło mi o to, czy zdrada może być postrzegana jako coś tylko złego, destruktywnego? Mnie sie wydaje, że tak jak każde uczucie i temu nie mozna przyporzadkować jednej metki. Ale to czy zdrada "pomaga" czy "przeszkadza" w małżeństwie zależy już wyłącznie od dwojga ludzi ze sobą żyjących. Oczywiście scena z pracowni była czymś co wstrząsneło by nie jednym. Co innego tolerować coś w myślach, a co innego zobaczyć na własne oczy i to jeszcze w swoim domu. Mam nadzieje, ze znowu nie zamąciłem.
Pozdrawiam.
zdrada cd
Chyba nie szukasz usprawiedliwienia na jakiś swój skok w bok ???????? :-))))))))))) uważam że zdrada jest początkiem rozpadu związku, a jeśli zadziała pozytywnie, a może zadziałać jako silny napływ uczuć do stałego partnera, to moim zdaniem jest to chwilowe... oczywiście od zasady są wyjątki.... pa pa