Na początku człowiek się nakręca na fajną fabułę, do połowy czeka, potem już jest jasne, że z tej mąki chleba nie będzie. To tak jakbyś w połowie trasy złapał gumę, łudzisz się, że dojedziesz, a tu dupa :). Tak samo jest z tym filmem: Guy Pearce to cienki bolek, albo takim go zrobiono w tym filmie - przerysowany i bardziej śmieszny w swojej kreacji niż straszny. Tom Hardy monotonny i choć miałem nadzieję, że ta postać będzie ciekawsza i bardziej złożona, to przez cały film pozostał mamroczącym przymułem. Taka wata wypychająca wolne wieczory - nic do przemyślenia.
Świetnie powiedziane. Jeszcze nie widziałem filmu, ale przeczucia mam podobne. Niewąska wypowiedź. Pozdrawiam !
zgadzam się. Tak bardzo się nakręciłem na ten film. Świetna obsada itp. Oglądając go czułem się jakbym oglądał kiepski mecz naszej Ekstraklasy :D
Popieram, dla mnie dwie godziny poświęcone na ten film były czasem straconym. Wszystko w nim było słabe, scenariusz, postaci i aktorstwo... Jedynie muzyka trzymała poziom. Podziwiam wszystkich (siebie też), którzy obejrzeli ten film do końca i nie wyłączyli w połowie albo nie zasnęli w trakcie.
Co racja to racja. Nie nazwałbym oglądania tego filmu straconym czasem, ale pierwsze sceny rodmuchują balon, z którego szybko schodzi powietrze. Co mi się podobało, to muzyka i gra aktorów, ale scenariusz kulał niemiłosiernie. Szkoda, bo zabrakło błysku, by było głośno o tym filmie.
To samo chciałem napisać, o ile początek jest jeszcze do przełknięcia to druga połowa filmu tragedia. Film dla niezbyt wymagającego widza. Ale w Polsce takich wielu, stąd tak wysoka ocena.
Dla ludzi inteligentnych nawet przelatująca mucha może być powodem do niezwykłych przemyśleń i refleksji. Dla ludzi prostych wszystko jest "watą"
na dobry humor fajnie jest poczytac wypociny ZnaFcow czyt. "dzieciarni" z filmweb