pod koniec filmu przysnąłem nieco, nie ze względu na późną porę, ale zbyt duże nasycenie scenami batalistycznymi. Nie wiem po obejrzeniu, kto z kim i o co walczył w Meksyku. Sergio Leone chciał coś tu przekazać, ale nic do mnie nie dotarło... Jedyny ciekawy wątek to fascynująca postać i losy rzezimieszka-filozofa i jego rodziny oraz tajemnicza osoba terrorysty z Irlandii. Leone pięknie maluje, jego dzieła upiększa jeszcze muzyka Morricone, ale publicystyka jest tu nie na miejscu. Dlatego tylko 9/10.
To ja ci sugeruje, zebyś się najpierw sypał dobrze zanim zaczniesz oglądac ten film. Leone znakomicie mowi o rewolucji w Meksyku, z tym, ze nie chodzi mu o te konkretne wydarzenie historyczne -to jest cały czas w tle. Chodzi mu o kazdą rewolcuję, która zawsze konczy się przemocą, o ludzi, ktorzy nie są jednoznaczni, głupawy rzezimieszek moze stać sie przypadkowo bohaterem rewolucji. A Coburn jest symbolem człowieka idealisty, który się wypalił, gdyż zbyt wiele bezensownej przemocy w życiu widział. To film o spalaniu się ideałów i bezsensownej przemocy , która stale jest obecna w życiu ludzkim. To film o chaosie, z którego nie ma ucieczki.
Przepiekny cytat stanowiący klucz do tego filmu:
"Kiedy zacząłem sie posługiwac dynamitem miałem wiele ideałów. Teraz pozostał już mi tylko dynamit..."
Leone bardzo trafnie to ujął... To najlepszy film o rewolucji, jaki kiedydkolwiek powstał.