Największe wrażenie zrobiła na mnie pierwsza historia, może dlatego że bohaterka grana przez Demi Moore była w najtrudniejszej sytuacji. To, że sama próbowała zrobić sobie aborcję drutami pokazuje, w jakiej była desperacji. Ona też nie miała na kogo liczyć, w przeciwieństwie do kobiet z pozostałych segmentów. Wskazuje to na zmienę obyczajów i podejścia do tematu - kobiety mają teraz łatwiej, mają gdzie szukać pomocy, ich prawa są bardziej szanowane. Chociażby sama scena zabiegu: w 1952 roku "lekarz" nawet nie umył rąk (!), podczas gdy w 1996 dbano głównie o komfort pacjentki i zapewnienie jej fachowej opieki.
Niestety, to, że ukazano ewoluowanie problemu nie zapewniło filmowi bycia dobrym. Próbowano przedstawić chęć dokonania aborcji z trzech całkiem różnych powodów i perspektyw, ale prócz historii z lat pięćdziesiątych, bardzo kiepsko to wyszło. Segment drugi został pokazany zbyt błaho, natomiast trzeci nakrecono bardzo amatorsko i naiwnie (w końcu to produkcja telewizyjna). W żadnym też nie zgłębiono bardziej psychiki postaci, wszystko zostało przedstawione płytko i papierowo.
Zawiodłam się, po obiecującym początku spodziewałam się zdecydowanie więcej. 5/10 i to głównie za świetną Demi.