Otóż sądzę że sędzia, który działał w tamtejszych realiach próbował wykonywać swoje obowiązki według ustalonych jasno zasad (policzonych schodków) jednak kiedy dopuszczono tak haniebny proces w którym i on uczestniczył jego wartości zostały zachwiane (brak jednego schodka).
Wychodzi na to że albo on źle liczył schody, albo w niefortunnych, niewyjaśnionych okolicznościach zginął jeden schodek.
Co oznacza że cały czas się oszukiwał i służył w złej sprawie.
Coś się zmieniło. Dodał 5 do 6 ewentualnie 8 do 3 i wyszło mu 10. Zrozumiał, że nic już nie jest takie samo (zawsze 11 schodów) jak przed posiedzeniem sądu, z którego właśnie wyszedł. Nic już nie jest prawe i proste. A on sam - mimo, że jest sędzią sądu najwyższego - w komunistycznej rzeczywistości jest nikim. Ubyło mu poczucia własnej wartości. Na dodatek ubyło też sprawiedliwości, tak jak tego schodka.