Film,ktory stara sie być kilkoma naraz:1. Brutalnym,realistycznym,gangsterskim kinem,2. Komedią kryminalną,3. Postmodernistyczną zabawą alla Tarantino. Najlepiej wychodzi mu to pierwsze,choć też nie do końca. Wyjątkowo antypatyczni bohaterowie,intryga w miarę logiczna i prawdopodobna,ale tylko do finału, kiedy reżyser stwierdza,że już mu się nie chce,że on to wszystko "wali" i uracza nas kuriozalną puentą. Film ma klimat,jest dobrze zagrany,ale poza tym wypada mocno przeciętnie.
Film ogolnie mi się podobał klimat i wgl, oprócz samej końcówki.Ale jednego nie moge zrozumieć-braku logiki. Cage był ciagniety za autem przez dwóch policjantów. Nagle cage wyskakuje zza auta pastora i porywa samochód. Wtf?? Niech ktos mi wytłumaczy jak do tego doszło bo naprawdę tracę wiarę w amerykańską sensacje...