Nawet bardzo cieniutko!
Kompletnie popsuli postać Johnego Blaze'a, a jeszcze bardziej Ghost Rider'a... W
pierwszej części to był dumny, budzący prawdziwą grozę, niosący śmierć w płomieniach
piekielnych, anioł zemsty. A Tu? Zaserwowano nam tani i kiczowaty miks Diabła
Tasmańskiego z bajek o Króliku Bugsie i Samary z Ringu... W dodatku nasz straszliwy
demon zachowuje się jak narkoman na głodzie - kompletnie bezmyślnie i kompletnie
nielogicznie, a gdy widzi swoją dawkę to zapomina o całym otaczającym go świecie (w
tym o walce z innymi przeciwnikami). A przypominam, że w pierwszym filmie to nie było
tak, że Zarathos przejmował całkowitą kontrolę nad Johnym, tylko raczej działało to jak
doskonała symbioza - motocyklista i jeździec byli jednością. Klątwą Johnego były jedynie
obowiązki Ghost Ridera i związana z tym każdorazowa, bolesna przemiana w demona,
oraz wyizolowanie ze społeczeństwa, ale nie tracił kontroli będąc w tej postaci - co
najwyżej był bardziej podatny na gniew.
W sumie postać prawdziwego Ghost-Ridera możemy podziwiać dopiero w ostatniej
scenie - z zewnątrz dumny, opanowany demon, ale w środku współczujący, może nawet
kochający człowiek. I o ile lubię oglądać filmy z Cage'em, i nie przeszkadza mi jego
"repertuar smutnych i bolesnych min" - tak tym "wyczuwam anioła" wypowiedzianym z
miną godną narkomana który znalazł właśnie na ulicy kilo czyściuteńkiej koki, kompletnie
rozwalił resztki klimatu jaki powinien towarzyszyć Jeźdźcowi. Już wolałbym jego słynną minę "jestem skazany na samotność i potępienie" i odejście z takową, niż to coś.
Następna rzecz jaka mnie zabolała - motor... W GR zwykła współczesna maszyna
zmieniała się w najpiękniejszego i najbardziej demonicznego jaki tylko mógł być,
choppera. W cz.2 mamy jednego i tego samego, niezależnie od postaci, jednakowo
dziwacznie obudowanego streetfighter'a, któremu jedynie opony zaczynają się palić, z
tłumika większy ogień bucha i pojawiają się jakieś macko-łańcuchy...
Przyznam, że na początku miałem wyraz twarzy podobny do tego, jaki miała postać
odgrywana przez Johnnego Whitwortha, przy pierwszym spotkaniu z Jeźdźcem - moja
twarz, jak i wspomnianego pana, nie wyrażała strachu czy też podziwu... To było raczej
takie wielkie "W-T-F ?-!-?"
Do tego ta praca kamery - bardziej to przypomina film, nie B, a wręcz C-klasowy...
4/10 bo w sumie nie miałem przez cały film ochoty go wyłączyć, a momentami pojawiało
się nawet zaciekawienie tym co stanie się dalej.
Ja daje dla filmu 6/10 ale musze przyznać Ci rację , i co do Ghost Ridera i co do motoru. Tu to wszystko wyglada jak by było stare i zaczynało sie rozpadac .
Z wiekszoscia zgadzam sie mniej lub bardziej ale z "praca kamery" to stary pojechales po bandzie..
Ujecia sa genialne w przeciwienstwie do filmu.. jedyny ich problem jest taki, ze jest ich za malo :)
Ja dalem 6 tylko i wylacznie za zajefajne ujecia kamera
Dla tego narzekam na pracę kamery. Niestety tych zapowiadanych olśniewających ujęć jest zaledwie kilka (no - licząc te szarpane, krótkie, zmieniające się jak w kalejdoskopie urywki, to jest ich kilkanaście).
No i co mnie wkurza najbardziej - jak film jest zmontowany w niektórych momentach... Za dużo scen zostało po prostu o jakie 50%+ przyspieszonych (co widać i to razi), niczym w tanich filmach sprzed 2 dekad, zanim takie efekty zaczęło się uzyskiwać komputerowo, a pościgom trzeba było dodawać prędkości "manualnie".