Szczerze? Nie dawno leciał ten film w tv, jednakże nie obejrzałam go. Na szczęście [?] mój tata go nagrał i tak... Któregoś ranka ucząc się do matury, puściłam go sobie ;]
Zaczęłam go oglądać z lekkim krytycyzmem. Nigdy nie byłam przekonana do tego filmu, owszem można powiedzieć, że sceneria, stroje, całe odwzorowanie Rzymu było rewelacyjne. Jakby nie patrzeć to film komercyjny, nie jakiś tam niskobudżetowy ;)) Jednak rola samego Russella nie przypadła do gustu. Pojawia się tu zemsta, honor, duma i chęć wymierzenia sprawiedliwości. Dopiero, gdy na ekranie pojawił się Joaquin coś we mnie drgnęło. Może dlatego, że mam słabość do takiego typu postaci ;) O jego grze stwierdzić mogę jedno: kapitalna. Z drugiej strony, szkoda, że tak mało scen z nim.
Ten film jeśli z pewnością obejrzę to tylko dla Joaquina. Może sekret dobrej roli tkwi w tym, że im mniej scen, tym więcej wkładanych emocji? Kto wie...