Po ponownym obejrzeniu filmu nasuwa mi się refleksja na temat głównego bohatera, a raczej aktora który wcielił się w jego rolę. Crowe moim zdaniem odwalił przysłowiową fuchę i na tle innych aktorów, którzy w swoje niewielkie role włożyli tony emocji ( Olivera Reada rozwodzącego się nad magią Koloseum mogłabym słuchać w nieskończoność), wypada blado i beznamiętnie. Jedyne co go ratuje, to potężny głos ( dziwię się że nikt nie zwrócił na to uwagi), którym- niestety- apatycznie podaje swoje kwestie ( jak ktoś błyskotliwy zauważył kwestie typu "My wife and son were burnt and crucified when they were still alive" wygłasza tonem "Hamburger and cola please hold the mustard"). Co mnie zdumiewa to fakt że dostał Oscara, podczas gdy Gibson za swoją kipiącą pasją rolę w wiadomym filmie, nie dostał nawet nominacji. Dziwnie jest to Hollywood urządzone.
Ps. A wszystkim zakochanym w tematyce starożytności polecam serial "Rzym". Najlepsza rzecz jaka powstała o antycznym Rzymie od czasów "Ja, Klaudiusz".
No cóż, kążdy ma prawo mieć swoje zdanie ... jak dla mnie Maximus rządzi ( reszta również też genialna a zwłaszcza Jacquin Phoenix !!!)
No cóż, kążdy ma prawo mieć swoje zdanie ... jak dla mnie Maximus rządzi ( reszta również genialna a zwłaszcza Jacquin Phoenix !!!)
jak dla mnie NAJLEPSZy był jaoquin Phoenix, strasznie podobaja mi sie takie czarne charaktery. Od obejrzenia jestem jego fanka a on włąściwie moim jedynym ukochanym aktorem. Russel jka Rusell nic ciekawego ale sam film był dosyć fajny dlatego dałam mu.... 10 :D