Po filmie trafiały mnie dziwne odczucia. Stało się jak stało, nie było innego wyjścia. Jednak śmierć poniosło praktycznie niewinne stworzenie. Stworzenie chcące się rozmnożyć i egzystować na świecie razem z innymi. Nie było agresywnym potworem. Nigdy nie zaatakowało człowieka bez podstaw. Jednakże z racji swoich znaczących rozmiarów stanowiło dla niego poważne zagrożenie. I tu się pojawia swojego rodzaju problem moralny: niewinny, ale musi umrzeć. Dlaczego? Bo przeszkadza.
Po śmierci gada, widząc opętanie radujących się ludzi na tle wesołej muzyczki - wyłączyłem film.
Produkcję można porównać do Dnia Niepodległości (tych samych autorów, o ile dobrze pamiętam). Poczytalni i pełni świadomości w swoich czynach obcy przegrali wojnę. Strona wygrana się raduje. Wskazane jak najbardziej. Ale czy również w przypadku Godzilli?
Występujące elementy komiczne w filmie, takie jak pisklaki ślizgające się na rozsypanych kulkach, "pomylone piętra" (pisklaki na pierwszym piętrze, pisklaki na drugim), czy też "rozwiązanie - sprint" (ucieczka przed monstrem) nie przypadły mi specjalnie do gustu. Preferuję powagę w filmach tego typu.
Cóż dodać... Ocena coś pomiędzy 6, a 7.
Dodam jeszcze, iż sam projekt Godzilli w amerykańskim wideo bardzo mi się spodobał i uważam go za lepszego od miotających błyskawicami gigantycznych zabawek, paradujących w japońskich produkcjach.
Jednak sam film w zarysie ogólnym... Mógł być lepszy.
Nie sądziłem że ktoś się pokusi na takie opisanie wszystkiego. Powiem więcej nawet wzruszające. Podoba mi się naprawdę w jaki sposób to opisałeś. Dowcipy w filmie również mi nie przypadły do gustu.
"I tu się pojawia swojego rodzaju problem moralny: niewinny, ale musi umrzeć. Dlaczego? Bo przeszkadza."
Piękne podsumowanie obrazujące jaki jest człowiek.
Możliwe że gdyby autorzy pokusili się na kontynuacje (w co ja wierze?!) to może rola Zilli by była podobna do tej co pełni Gojira w swoich filmach a zakończenia nie były by takie smutne. Szkoda niestety że poprzestało na (i tak bardzo dobrej) kreskówce.
Pozdrawiam kolege...
tu się z Tobą zgodzę. chociaż wiadomo, że ideą przewodnią tego typu filmów jest problem "my- ludzie albo potwór". z jednej strony rozumiem, o co Ci chodzi- w końcu Godzilla nie niszczyła wszystkiego na swojej drodze specjalnie. tak naprawdę to ona się broniła przed atakami.
z drugiej strony byli ludzie, którzy mieli wybór: albo pozwolić stworzeniu, jak to napisałeś, "rozmnożyć się i egzystować na świecie razem z innymi", albo dać się zdeptać, tudzież zjeść przez pisklaki. w takim wypadku decyzja była oczywista. jednak, jak zaznaczyłeś, reakcja ludzi po wygranej walce mogła być inna. mnie podczas końcówki filmu zrobiło się bardzo przykro i w sumie szkoda było potwora. jednak mój nastrój określony jako: "zwycięstwo ma czasem gorzki smak" szybko został zastąpiony irytacją i myślami: "dlaczego na ekranie panuje taka euforia? przecież właśnie zabite zostało Bogu winne stworzenie!".
ogólnie film nie jest zły: 6/10. gdyby tylko nie ta strasznie przygnębiająca końcówka...
no ten moralny motyw odróżnia "Godzillę" od innych filmów Emmericha, gdzie zawsze jasno wyklarowana była ta 'dobra' i ta 'zła' strona.
na tle wiwatującego tłumu w finałowej scenie, główny bohater w mojej ocenie mimo wszystko okazuje smutek, żal. Jest to bardzo wzruszający moment, w szczególności w kontekście wcześniejszej sceny kiedy Broderick zrobił Godzilli foto, a ona w responsie jedynie zbliżyła się do niego, oblookała go i koniec końców nic mu nie zrobiła.. <tylko na niego chuchnęła;p>
te gagi, o których mowa, wg. super wkomponowują się film, czyniąc go lekkim i przyjemnym widowiskiem
7/10
p.s. minęło 11 lat od czasu premiery Godzilli. powinni nakręcić sequel, tym bardziej, że film z 1998 dał ku temu solidne podstawy <np. któreś pisklę przeżywa atak na MSG>
Moim zdaniem wersja amerykańska jest lepsza. Są dobre efekty jak na 1998 rok, dobra muzyka, obsada oraz fajny klimat i wygląd Godzilli. To moja opinia każdy ma własną oczywiście ;p
zastanawiałem się czy tak dziwne odczucia po zakończeniu filmu są tylko w moim wnętrzu, dlatego niezmiernie ucieszyła mnie ta wypowiedź. faktycznie mimo swej rozbudowanej świadomości i wciąż rozwijajającej się inteligencji, wcale nie należymy do najsilniejszych istot na tej Ziemi, choć dzieki sprytowi i sztuce kamuflarzu - udaje nam się wciąż tak myśleć (być może dlatego że to właśnie umysł odgrywa tak znaczącą rolę a nie wielkość ciała). jednakże śmierć niewinnego, jak pokazuje historia ludzkości - zawsze jest (niestety) tylko kolejną lekcją dla naszego gatunku.. / zastanawiam się, czy naprawdę potrafimy wyciągać wnioski z własnych błędów.. czy tylko wciąż błądzić w świecie istot równie ważnych jak my sami