Spoiler !!!
Wszystko moze i by bylo lepiej, gdyby nie usmiercili tak wczesnie Bryana Cranstona, aktor wiadomo wybitny (gral samego Heisenberga w Breaking Bad), wiec automatycznie film zyskiwal na wartosci o jakies 2 gwiazdki, a tu co, postanowili pozbyc sie najmocniejszego punktu filmu i juz pozniej bylo jakos tak ni-jako, ani to dobre, ani złe, można obcykać z braku laku.
Film głównie chcialem obejrzec dla niegi bo jakos takie rzeczy to nie moja bajka, a tutaj takie rozczarowanie. Binoche tez kojtneła na samym poczatku, to ja sie pytam gdzie tutaj jest sens obsadzania najlepszych aktorów, jak nawet nie dotrwają do polowy filmu ?
Taka byla historia w filmie.
Glowna postac - Cranston jako naukowiec ,ktory po czasie dalej rozpamietuje to co sie stalo i nie moze sie z tym pogodzic.
To on pomogl reszcie naukowcow dowiedziec sie o co chodzi (echolokacja itp).
Jego smierc byla tu potrzebna bo miala troche oddzialywac na mlodego.
Po śmierci naukowca trochę zdziwko mnie ogarnęło że do końca filmu będę oglądał młodego na ekranie (Aaron Taylor-Johnson) jako główną postać ludzką. No nic i tak film kiepski z Cranstonem czy bez.