...a tam Michael Ironside. Jako psychopatyczny morderca kobiet, dybiący na życie swej niedoszłej, leczonej w szpitalu ofiary. "Visiting Hours" przez wielu odbierane jest jako jeszcze jeden slasher z lat 80., co jednak nie do końca odpowiada prawdzie. Tożsamość zabójcy znamy w zasadzie od początku, na pewno w każdym razie nie robi się z niej wielkiej tajemnicy, a od nagich biustów i jump-scenes, ważniejsza jest tu atmosfera zagrożenia i napięcie. Film Jeana-Claude Lorda prędzej traktować należy więc jako zgoła tradycjonalny dreszczowiec, tyle że o niespodziewanie pro-feministycznym wydźwięku. Widzowie oczekujący wyrobu "seropodobnego" w typie siostrzanego (przynajmniej pod względem miejsca akcji) "Hospital Massacre", mogą się więc srogo zawieść. "VH" utrzymane zostało w tonie serio, a realizacyjnie stoi na na tyle przyzwoitym poziomie, że możemy zapomnieć o niezamierzenie komicznych akcentach. W zamian dostajemy Williama Shatnera w małej, drugoplanowej roli oraz bardzo sugestywnego Ironside'a, który jako obłąkany mizogin wypada nad wyraz przekonująco. Wystarczy na porządnego średniaka: lekko obskurne, ale z wyraźnie obecnym duchem dekady.