Ten film był jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie w tym roku, niestety jak dotąd jest jednym z bardziej rozczarowujących. Nowe dzieło braci Safdie atakuje nas wszystkim czym się tylko da od samego początku. Po krótkim wstępie zostajemy wrzuceni w wir akcji, która nie ustaje już do samego końca - cały film dzieje się na przekroju jednej nocy. Pulsująca muzyka elektroniczna gra z głośników w najlepsze, na ekranie panuje niemały chaos, a bohaterowie mkną przed siebie na łeb na szyję. Jest głośno, adrenalina buzuje.
"Good Time" mnie trochę zmęczył, jednak najbardziej zawiodła fabuła, która jest bardzo prosta i absurdalnie nierealistyczna. Mamy trochę "Pushera", trochę "Victorii", trochę "La Haine". Cała mieszanka nie komponuje się ze sobą najlepiej. Wyróżnić za to z całą pewnością mogę Roberta Pattinsona, który stworzył świetną kreację i najlepszą w swojej karierze. I to nie tak, że "jak na standardy Pattinsona", tylko naprawdę pokazał, że talent ma. Oby tak dalej.