Wiele jest filmów, które powinienem obejrzeć w ramach nadrabiania zaległości. Obrazów, które wyraźnie zapisały się w
historii kina, które powinienem znać, szczególnie jeśli coraz bardziej na poważnie traktuję pisanie recenzji. "Gorączka" była
właśnie jedną z takich produkcji, które chodziły za mną już od dłuższego czasu, ciągle przypominając mi o sobie. Stale
przegrywała jednak z kinowymi nowościami, lub innymi produkcjami, które wydawały mi się od niej trochę ważniejsze lub
ciekawsze. I pewnie jeszcze długo zwlekałbym z obejrzeniem tego filmu, gdybym kiedyś przypadkiem nie usłyszał
fenomenalnego kawałka "God Moving Over The Face Of The Water" autorstwa Mobiego, który początkowo, błędnie wziąłem za
fragment oryginalnej muzyki z filmu. Później dowiedziałem się, że wybrzmiewa on dopiero pod koniec ostatniej sceny i w
czasie napisów końcowych, ale pomimo tak krótkiej obecności w tej produkcji, wystarczająco mocno zachęcił mnie do
zapoznania się z nią...
"Gorączka" to opowieść o dwóch zawodowcach. Perfekcyjnym złodzieju, który nie zawaha się przed niczym by osiągnąć swe
cele, oraz o policjancie, który jak mówi ten pierwszy, nieustannie węszy i całkowicie oddany jest swojej pracy. Złodziej - Neil
McCauley planuje ostatni, wielki skok na bank, po którym zamierza przejść na emeryturę. Tropiący go policjant z wydziału
zabójstw - Vincent Hanna, zrobi wszystko by mu w tym przeszkodzić i złapać go, zanim ten wykona swój plan i zniknie na
zawsze. Zacięta rozgrywka wkrótce wzniesie się na wyższy poziom, bo panowie... poznają się. Oprócz Pacino i DeNiro w
filmie Michaela Manna zagrało jeszcze wielu innych, znanych i cenionych aktorów. Praktycznie co nie bohater, to kolejny znany
aktor w niego się wcielający. Na ekranie pojawiają się m.in. Val Kilmer, Jon Voight, Ashley Judd, a nawet wtedy dopiero
początkująca Natalie Portman. Co ważne wszyscy, nawet Ci pokazujący się tylko na chwilę, w pobocznych rolach, zagrali tu
bardzo dobrze.
"Gorączka" jest filmem dość nietypowym. Teoretycznie jest to sensacja, ale niektórym pewnie będzie przypominać poważne
romansidło. Dzieje się tak dlatego, bo nie jest to historia wypakowana po brzegi akcją - tej jest tu w gruncie rzeczy niewiele -
a główny wątek, czyli inteligentna zabawa w kotka i myszkę między policjantami a złodziejami, jest tylko jednym z wielu. Mann
nie ogranicza się w swoim filmie jedynie do tego sensacyjnego rdzenia, do esencji tej historii, ale patrzy na nią znacznie
szerzej. Interesuje się również życiem prywatnym bohaterów, i inaczej niż w innych produkcjach tego typu, poświęca mu
naprawdę sporo czasu. Dlatego można odnieść wrażenie, że film ten chwilami za bardzo zwalnia i się trochę rozmywa. Tak
naprawdę "Gorączka" to poważny dramat z elementami sensacji, który dość powoli się rozkręca i przyspiesza dopiero w
połowie seansu, od sceny napadu na bank. Jednakże choć ta chwilami brutalna opowieść o ściganych i ścigających trwa
prawie trzy godziny, ani przez chwilę nie nudzi i dobrze się ją ogląda.
Mann przedstawiając nam bohaterów swojego filmu, pokazuje jednocześnie jak ich życie, wpłynęło na nich samych. Nie
interesują go jedynie pościgi, strzelaniny, ale także ważny jest dla niego pierwiastek ludzki. Skupia się na bohaterach, tych po
jednej, jak i po drugiej stronie. Bo co ciekawe, policjant Vincent i złodziej Neil są do siebie całkiem podobni. Stoją jedynie po
przeciwnych stronach barykady. Obaj są samotni, obaj wciągnięci w wir, z którego nie mogą, nie chcą, nie potrafią się
wyrwać. Obaj stają się łowcami, należącymi do innego świata. Mann pokazując nam rywalizujących ze sobą mężczyzn nie
zapomina o kobietach. Bo "Gorączka" to w jakimś sensie również film o miłości, o kobietach, które towarzyszą bohaterom w
ich życiu. Które są dla nich odskocznią od brutalności i szaleństwa tego świata. Pewnym czystym elementem ich
rzeczywistości, powrotem do względnej normalności, dzięki której nadal mają siłę by żyć, by się zmieniać, by do czegoś dążyć.
7/10