...Przynajmniej ja osobiście odnoszę takie wrażenie. Jeden z przedmówców był łaskawa drobiazgowo wyliczyć nagrody, których "Gorączka" nie dostała, a które - jak wynika z zamieszczanych tutaj opinii - dostać powinna. Rzecz można wytłumaczyć, choć zastrzegam, że owo tłumaczenie wsparte będzie na stosunkowo chwiejnych fundamentach. Otóż według mnie nikt, począwszy od amerykańskich krytyków filmowych, poprzez amerykańską publiczność, a na mojej osobie skończywszy, nikt nie miał prawa spodziewać się, że szare niebo bylejakości i tandety kina sensacyjnego lat 90 rozświetli tak wspaniałym blaskiem pomnikowy obraz Michaela Manna. Oczywiście nie sugeruję, jakoby "Gorączka" była jedynie filmem sensacyjnym - arcydzieł wepchnąć nie sposób do żadnej szufladki. Niemniej dla porządku i czystego pedantyzmu przyjmijmy roboczo, że jest to film sensacyjny.
Teraz do meritum, Panie i Dranie. "Gorączka" swoją klasą przewyższa wszystko, co ukazało się w przeciągu ostatnich, powiedzmy, 20 lat, jeśli idzie o intelignetny dramat policyjny. Niewątpliwie bliżej jej do złotego okresu kina amerykańskiego z lat 60 czy 70 oraz do najlepszych produkcji lat 80, takich chociażby jak pierwsza odsłona "Zabójczej broni".
Zacznijmy od czołowych figur dramatu, czyli Neila McCauley'a (de Niro) & Vincenta Hanna (Pacino). Stawiam cysternę piwa temu, kto nie został zdruzgotany wymianą zdań pomiędzy oboma panami w przydrożnej kawiarence. Toż to iście dramatyczna scena! Bez upiększeń, bez fajerwerków - czysty dramat, odsłaniający tę prawdziwą stronę ich osobowości, która pozostawała dotychczas ukryta, a co do której mieliśmy jedynie pewność, że istnieje. Postaci drugoplanowe są równie intrygujące - Val Kilmer w życiowej formie! Trzeci plan takze domaga się uszanowania: Van Zant (Fichnter), Nate (Voight) czy Michael Cheritto (Sizmore) to tylko garstka wielkich kreacji. Plejada postaci, z których każda naszkicowana jest z pietyzmem i nie pozwala się zmarginalizować.
Dialogi - nie wiem, jak Wy, ale ja wybrane fragmenty cytuję w realnym życiu: Vincent: "Jestem sam, ale nie samotny", Nate (w odpowiedzi na pytanie Vincenta, czy warto się angażować w kolejny ryzykowny skok): "Sprawa jest siedmiocyfrowa", wreszcie Hanna (ta charyzma Pacino!): "Don't waste my motherfucker time!"
Scena napadu na bank, śmiem twierdzić, przechodzi na naszych oczach do historii kina - nikt nigdy nie nakręcił czegoś lepszego. (Nie wiem, co będzie w przyszłości - prorokiem nie jestem).
Początek filmu i wyjście Neila z kolejki metra, to spojrzenie - chłodne, pragmatyczne i wyrachowane. De Niro używa oczu jak narzedzi - jeśli chce coś osiągnąć, wywrzeć na kimś wrażenie, po prostu patrzy. To w zupełności wystarczy.
Ten bałagam panujący pośród moich wypowiedzi jest usprawiedliwiony - gdybym chciał powiedzieć o wszystkim, co mnie w "Gorączce" urzekło, musiałbym spędzić nad klawiaturą co najmniej noc :) Za dużo w tym filmie niezapomnianych scen (jak choćby ta rozgrywająca się w barze szybkiej obsługi, kiedy to cała ekipa dzieli kasę - w pewnym momencie Neil łapie Weingro za włosy i uderza jego łbem o blat stołu, a Cheritto wychyla się i "dyscyplinuje" spojrzeniem gapiów). Rzecz fantastycznie skręcona - widzimy grupę zawodowców, profesjonaliści w każdym calu.
Pamiętacie motto Neila? I realizację tych słów w praktyce?
Na "Gorączkę" nie spadła ulewa nagród, bo takie filmy zwyczajnie nagród nie otrzymują. Obrazy tego kalibru dojrzewają, wymagają od widza cierpliwości, ich recepcja rozłożona jest w czasie. Podobnie "Autostopowicz", "Bullit" czy "Siedem". A jeśli już zbierają statuetki, to za montaż dźwięku albo inne, nic nie znaczące techniczne szczegóły. Ale cóż... publiczność wybacza wszystko, z wyjątkiem geniuszu.
Oczywiście sentencję: "Jestem sam, nie samotny" wypowiada Neil, a nie - jak błędnie napisałem - Vincent!
Zgadzam się z każdym Twoim zdaniem. Ten film to mistrzostwo w każdym calu. Oglądałem go ze 30 razy, i każdy następny z niesłabnącymi emocjami. Tak zawodowej ekipy nie widziałem chyba w żadnym innym filmie. A strzalanina po napadzie na bank puszczona w syst Surround, to kosmos !!! Reality na maxa !!! Właśnie miałem sobie włączyć jakąś lipę z wyporzyczalni, ale odpalę sobie "Gorączkę" 31wszy raz !!! POZDRAWIAM !!
hmmmm kolejny post, który czyta się z radością. Niektóre stwierdzenia wyjąłeś mi z ust :) pozdrawiam
)Pamiętacie motto Neila? I realizację tych słów w praktyce?
Oczywiscie, ze pamietam - do dzis krazy za mna to haslo.
wreszcie ktos cos sensownego napisal, gratulacje, osobiscie film tez mi sie podobal, perelka wsrod tandetnej sensacji
Derek, za to co napisałeś o tym filmie powinieneś dostać oskara. Jesteś mistrzunio.
pozdrawiam
Naprawde szacunek dla tej wypowiedzi!. Zgadzam sie z tobą w 100%. i ta scena w kawiarni Mmmmmm.... Pozdrawiam wszystkich fanów tego filmu!
Fajna wypowowiedź. Może kiedyś napiszę coś więcej, ale powiem teraz tylko, że film ten to dobry film.
Kiedyś sądziłem, że wyolbrzymiam swoją chorobliwą wręcz fasynację tym filmem, ale widzę, że nie tylko ja myslę w podobny sposób :). "Gorączkę" obejrzałem późną zimą 1995 roku i po dziś dzień stwierdzam, że nic lepszego do tej pory w kinie nie zobaczyłem. Ten film mną wstrząsnął a podczas ogladania po głowie chodziły mi słowa "geniusz, geniusz, geniusz...". "Gorączki" szukałem wszędzie, nie ominąłem ŻADNEJ emisji w polkiej telewizji (brawa dla TVP1 za puszczenie w panoramie, baty dla TVP2 za ich emicję...). Jak słusznie stwierdziłeś; nikt na ten film nie był przygotowany i sądzę, że jest to bolączka arcydzieł - nie każdy je docenia, nie każdy zauważa to "coś" co ma właśnie "Gorączka". Gdy kupiłem sobie dwupłytowe wydanie DVD z okazji 10-lecia filmu stałem się najszczęśliwszym kinomanem na świecie...
"Gorączka" to geniusz, najlepszy dramat policyjny wszechczasów, trzymający w napięciu za każdym razem, wspaniale zagrany, piekielnie życiowy i klimatyczny. Brawa dla Michaela Manna, brawa dla ALa Pacino i Roberta DeNiro, którzy stworzyli niezapomniany duet, najwspanialszy duet w historii kina.
Miło poczytać takie komentarze i przekonać się, że są ludzie doceniający takie klimaty :) "Gorączka" to w moim prywatnym zestawieniu jeden z filmów wszechczasów. Inteligentne, niebanalne i poruszające kino. To film, który przy każdym kolejnym seansie niezmiennie fascynuje. Co wzbudziło mój największy szacunek, to genialnie nakreślone, bogate i wielowymiarowe portrety bohaterów. Wszystkie postacie - jak słusznie zauważył autor wątku - od 3 planu po główne gwiazdy są doskonale ujęte w scenariuszu i fantastycznie zagrane. W centrum znajdują się oczywiście obaj antagoniści. Pojedynek gigantów, profesjonalistów w każdym calu - policjanta i przestępcy ale także dwóch wybitnych aktorów, ikon amerykańskiego kina, którzy wznoszą się tu na wyżyny swojego talentu. Ich posatcie są tutaj na pierwszym miejscu - ich życiowe postawy, wybory i działania. One napędzają akcję. Obaj bohaterowie to bowiem ludzie nieustępliwi, zdecydowanie dążący do celu, świadomi, biorący swój los w swoje ręce. A przy tym - jak każdy człowiek - ulegający emocjom i namiętnościom. Postacie żywe i intrygujące. Dlatego też ich konfilkt tak angażuje widza. Chyba żaden film nie wciągnął mnie tak mocno w świat bohaterów jak "Gorączka" i nie zaangażował emocjonalnie do tego stopnia - za każdym razem gdy oglądam scenę, w której Neil zamiast jechać na lotnisko decyduje się odszukać Waingro mam ochotę krzyczeć: "nie rób tego!"... To samo jest w scenie, gdy Hanna odbiera pager w szpitalu i jedzie do hotelu, gdzie jest McCauley... I choć nie ma pewnie osoby, która nie chciałaby, żeby film skończył się inaczej, wiemy, że to było nieuchronne. Neil i Vincent postąpili zgodnie ze swoją naturą - nie mogli inaczej. Pierwsze spotkanie tej dwójki jest niesamowitą sceną. Jej zwyczajna sceneria, wspomniany brak fajerwerków, luźna atmosfera kontrastuje z wyjątkowością samego spotaknia dwóch niezwykłych ludzi (tylko geniusz jakim jest Mann mógł rozegrać najważniejszy moment filmu a przy tym historyczne spotknie Pacino z De Niro w ten sposób - podczas rozmowy przy kawie). Ludzi stojącyh po dwóch stronach barykady, a jednak pod wieloma względami podobnych, darzących się szacunkiem, a może też sympatią. Nie wiem jak inni, ale ja po prostu wstrzymuję przy tej scenie oddech ;) A finałowa konfrontacja mnie po prostu rozwala. Drugiej tak przejmującej sceny jak końcówka tego filmu chyba nie ma...
Rozpisałem się trochę, ale "Gorączka" to dzieło, które trudno opisać w dwóch zdaniach. Jest jeszcze tyle aspektów tego filmu, nad którymi możnaby długo się rozwodzić, ale chciałem tu zwrócić uwagę na to, co wydało mi się najwżniejsze i decydujące o tym, że jest to film, który zostawia wszystkie podobne daleko w tyle. Co do całej reszty to dość powiedzieć, że to obraz ze wszech miar godny podziwu, dopracowany w każdym szczególe, po prostu doskonały. Jego wielkość nie polega jednak tylko na sumie wszystkich części składowych, z których każda jest mistrzostwem świata (zdjęcia, muzyka, montaż itp.) ale na tym trudnym do zdefiniowania "czymś", co mają tylko najwybitniejsze filmy :)
Pozdrawiam wszystkich wielbicieli "Gorączki"!
Wykopalisk powinno się dokonywać tylko w wypadku wartościowych postów.
Gratuluje wyboru.